niedziela, 28 grudnia 2008

Walonki



25.12.08 w wiadomościach programu pierwszego TVP poinformowano, że w Moskwie powstał pomnik walonka. Wspomniano również o Syberii i o tym, że tam bez walonków nie da się przeżyć. To prawda.
TV przedstawiła pomnik walonka, jako zwykłą i nieco dziwną wiadomość. Przy okazji pokazano pełne półki walonków w sklepach i na straganach. Towarzyszyła temu pokazowi nasza reporterka pani Barbara Włodarczyk.
Osobiście widzę to zupełnie inaczej. Pomnik walonka to wielki symbol, to hołd oddany trudowi ludzi wytwarzających te walonki, bez których życie na Syberii byłoby rzeczywiście niemożliwe i niemożliwe byłoby wydzieranie Naturze jej olbrzymich bogactw naturalnych tam się znajdujących.

Pokazywane w sklepie walonki jakoś mnie nie zachwyciły, bo ich wygląd był dosyć prymitywny.
W dawnych moich czasach syberyjskich sam zajmowałem się produkcją walonków. Nieskromnie dodam, że zostałem majstrem w tym zawodzie w wieku szesnastu lat, a moim mistrzem był wybitny specjalista Piotr Aleksiejewicz Machorin, który pochodził z Wiatki, a na Syberię przyjechał jeszcze w czasach carskich.

Ponieważ znam się na tym rzemiośle, więc postanowiłem dopisać nieco więcej informacji dla tych, co ich ten temat będzie interesował. Chociaż mam wątpliwości czy tacy się znajdą, bo nasz klimat nie nadaje się do noszenia tego rodzaju obuwia. Może zainteresować jedynie te osoby, które mają zamiar wybrać się na któryś z biegunów względnie na Alaskę lub do Kanady itp. O Syberii nie wspominam, bo ten region jest nam całkowicie politycznie obrzydzony, więc dobrowolnie nikt tam nie pojedzie, a tym bardziej zimą. A jest to kraj piękny i szczodrze obdarzony przez Naturę. Jedynie nie tak mrozy w zimie, jak krwiopijcze komary i włażące nawet do nosa i uszu meszki w lecie, mogą życie całkowicie obrzydzić nie tylko człowiekowi, ale także zwierzętom. Za to Sybiracy są narodem bardzo przyjaznym i wyjątkowo gościnnym. Ale o tym może innym razem.

Są dwa sposoby wytwarzania walonków: rzemieślniczy (kustarnyj) i fabryczny.
Wyrób w wykonaniu rzemieślniczym jest bardziej estetyczny i ma lepsze walory użyteczne pod względem utrzymywania ciepła.
Syberyjskie walonki czyli "pimy", wytwarzane sposobem rzemieślniczym znacznie różnią się kształtem od pokazanych w TV - są ładniejsze. Rzemieślnik je wytwarzający nazywa się "pimokat". Wytwarzanie walonków składa się z dwóch faz. Z lekkiej fazy - suchej i ciężkiej fazy - mokrej.
Rozróżnia się cztery podstawowe wielkości walonków ze względu na średnio zużywaną ilość gręplowanej wełny na ich wyprodukowanie. Męska para - 5 funtów, damska - 4 funty, młodzieżowa - 3 funty, a dziecięca - 2 funty. W praktyce bywają czasem dość duże odchylenia, np. męską parę można wykonać z 2,5 funtów wełny (tak zwane "cziosanki"). (1funt = 0,4 kg). Jednak jest to wykonanie znacznie trudniejsze, szczególnie w pierwszej fazie suchej, czyli w przygotowaniu tak zwanej "zagotówki".

Najważniejszym i najtrudniejszym zagadnieniem jest takie uformowanie zagotówki, aby podeszwa, obcas i zatylnik był odpowiednio grubszy od całości, a przejście z jednej grubości na drugą było odpowiednio płynne. Ponadto grubość cholewki też musi być odpowiednio płynnie stopniowana. Najtrudniejsze w tym jest to, że pomiaru wymienionych grubości dokonuje się w "ciemno", tylko przy pomocy dotyku, a dobre czucie w palcach uzyskuje się na drodze długich ćwiczeń. Wielkość zagotówki zależy od jakości wełny i jest dwa razy większa od wyrobu. Rozróżnia się wełnę zimową i letnią (to znaczy ze strzyży wiosennej i jesiennej). Jakość wełny ocenia się przy pomocy węchu, dotyku i próby filcowania w dłoniach. Czas potrzebny na wykonanie jednej pary walonków to średnio 12 godzin, zależnie od ich wielkości.
Wyrób walonków na Syberii był najwyżej cenionym i najlepiej opłacanym, ale również najcięższym zawodem. Jeżeli "pajok" każdej osoby pracującej wynosił 400 gramów chleba, to pimokaci otrzymywali - 800 gramów. Mieliśmy jeszcze jeden dodatkowy przywilej. Nie obowiązywała nas dyscyplina pracy. Mieliśmy pod tym względem swój własny system.
Poza tym za wykonanie od czasu do czasu tak zwanej “lewej” pary walonków poza formalną ewidencją, można było otrzymać jeden pud (16 kg) pszenicy lub 1kg topionego masła, względnie 2,5 litra samogonu.(Były tam w użyciu takie duże 2,5 litrowe butelki).

Przy tej okazji przedstawię jeden z trudniejszych dni związanych z moim zawodem pimokata. Wykonywałem parę walonków wzorcowych, coś w rodzaju pracy dyplomowej. Tak się tym przejąłem, że musiałem nieco dłużej pozostać w pracowni. Obmacywałem każdą zagotówkę ze wszystkich stron po kilka razy nim nabrałem przekonania, że właściwie już nic więcej nie ma do poprawienia. Uwiązałem obie zagotówki na sznurku i zatopiłem w beczce w wodnym roztworze kwasu siarkowego.
Ponieważ już mocno się ściemniło, więc uznałem, że nie warto iść do domu. Rozłożyłem swój kożuszek na stole, położyłem się na nim i zasnąłem. W nocy o godzinie trzeciej przyszli pracownicy, nagrzali wodę w kotle i mnie obudzili. Wydawało się, że dopiero zasnąłem, a już trzeba było wstawać i brać się za następną (mokrą) fazę obróbki. Wszystko przebiegało bardzo dobrze. Użyta wełna była dobrej jakości, więc mogłem skończyć robotę w ciągu czterech godzin. Pracowałem jednak dalej do pełnych pięciu. Walonki tak się zmniejszyły, że prawie pół godziny musiałem się męczyć nim zdołałem nabić je na kopyta (prawidła).

Nareszcie koniec, obmyłem się, nałożyłem koszulę i chciałem się ubrać, a tu powstał problem. Gdzie mój kożuszek? Przecież wczoraj go miałem, potem spałem na nim, a teraz nigdzie go nie ma. Przejrzeliśmy wszystkie półki. Znalazł się. Był złożony w kostkę włosiem na zewnątrz, owinięty był w płótno i leżał na półce. Dopiero teraz wszystko sobie przypomniałem, jak we śnie pracowałem nad walonkami. Nic mi nie wychodziło, wełna mi się rozłaziła i nic nie mogłem poradzić. Wreszcie okropnie zmęczony zawinąłem tę rozlazłą wełnę w płótno i położyłem na półkę. Było teraz jasne, że to wcale nie był zwyczajny sen. To był senny koszmar powstały na skutek psychicznego przemęczenia. Zamiast spać, to chyba w półśnie, przez prawie całą noc "maglowałem" swój kożuszek. Po wysłuchaniu mojego opowiadania zaproponowano, abym tego dnia do pracy już nie przychodził tylko do jutra dobrze się wyspał i przestał tak bardzo się przejmować pracą. Zaniosłem walonki do suszenia w piecu i zrobiłem sobie wolne do jutra rana. Rano walonki były już wysuszone. Powierzchnia walonków po wysuszeniu jest kosmata i ostatnia operacja polega na usunięciu tego owłosienia. Gdy są wykonane z czarnej wełny to wystarczy powierzchnię spryskać naftą i podpalić. Włoski się opalą i powierzchnia jest gładka. Natomiast gdy są wykonane z wełny białej, to trzeba je czyścić pumeksem i to trwa w przybliżeniu pięć razy dłużej. Moje były białe. Po oczyszczeniu wyjąłem kopyta, a długość cholewek wyrównałem przez obcięcie.

Zaczęło się oglądanie i ocenianie. Piotr Aleksiejewicz, największy w tym zakresie autorytet powiedział: “są tak dobrze zrobione, że nawet ja bym lepiej nie potrafił, od dzisiaj jesteś majstrem”. Na koniec dodał, że sam został majstrem dopiero po pięciu latach pracy. To doniosłe wydarzenie uczciliśmy wodą kolońską, której akurat mieliśmy w zapasie pół litra, jak się mówi na wszelki wypadek. Na Syberii woda kolońska nie była sprzedawana w małych opakowaniach w drogeriach, lecz jak na tak potężny kraj przystało, w normalnych sklepach i w półlitrowych butelkach. (Odiekołon rozcieńczony w wodzie ma barwę mleka).

Był to mój, jakby zawodowy chrzest bojowy i związane z nim przeżycie. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jednak z okazji postawienia w Moskwie pomnika walonka, jako były pimokat musiałem ten artykuł napisać dla uczczenia tak doniosłego wydarzenia - szczególnie dla Sybiraków. Zaliczam się do nich, bo nie tylko ja, ale i mój (po kądzieli) pradziadek z dziadkiem też spędzili na Syberii dwadzieścia lat swego życia.

wtorek, 9 grudnia 2008

Zależności i ich skutki

To jest bardzo trudny temat, bo dotyczy nas samych i tych, co przyjdą po nas. Będzie tu mowa o rzeczach trudnych i nawet nieprzyjemnych, o zagadnieniach nie zawsze popularnych. Jednak o tym wszystkim trzeba mówić, szczególnie wtedy, gdy to może rzutować na naszą przyszłość, na jakość naszego życia i jak już wspomniałem, na tych, co przyjdą po nas.

W toastach wznoszonych przy okazjach świąt i przy różnych uroczystościach rodzinnych, często przewijają się tego rodzaju życzenia, „abyśmy zdrowi byli, żeby się nam długo żyło i żeby dobrze nam się powodziło”. Takich i podobnych życzeń ludzie składają sobie w życiu tysiące. Dobre życzenie przyjemnie jest usłyszeć, a tym bardziej cieszyć się z jego spełnienia. Tylko kłopot w tym, że życzenia rzadko się spełniają, jeżeli nie są poparte konkretnym działaniem wspierającym. O tym nie wolno zapominać.

Ludzie różnie do zagadnień życia podchodzą. Jedni mówią, że wszystko jest w rękach Boga. Inni mówią odwrotnie, swoje sprawy bierzmy w swoje ręce, nic o nas bez nas itp. Jeżeli mają rację ci, co mówią: każdy człowiek ma takie życie na jakie zasługuje, to od siebie dodam, i również ma takiego Boga na jakiego zasługuje. Jednemu Bóg błogosławi i całe jego życie, jak po maśle upływa w dostatku, na drugiego, co przez całe życie ma ciągłe kłopoty i żyje w nędzy, Bóg nawet nie chce spojrzeć, choć go usilnie o to prosi.

Nie mnie rozstrzygać kto tu ma rację, bo zagadnienie jest bardzo szerokie i bardziej skomplikowane, niż się komu może wydawać. Życie, jak wiadomo dają nam rodzice. Wprawdzie dożyliśmy już czasów, kiedy życie można otrzymać również z próbówki, można również życie klonować, ale jest to osobne zagadnienie i tak poważne, że nie mnie się z nim mierzyć i dlatego w moich rozważaniach zostanie ono całkowicie pominięte.

Rodzice dając potomstwu życie, przekazują mu również swoje genetyczne cechy nie zawsze pozytywne, jak również mogą przekazać dziedziczne skłonności do pewnych chorób i nieprawidłowości. Dziecko urodzone z pewnymi ułomnościami, wolałoby się nie narodzić, niż potem męczyć się przez całe życie, ale ono na to żadnego wpływu nie miało. Cała odpowiedzialność za decyzję poczęcia spoczywa na rodzicach i świadomość tego oraz odpowiedzialność powinna im towarzyszyć w czasie późniejszego wychowywania dziecka i jego utrzymywania. Żeby do takich przypadków nie dochodziło, albo żeby były one przynajmniej do pewnego stopnia ograniczone, każda rodzina powinna znać korzenie swojego rodu i dokładnie wiedzieć czym się charakteryzowali przodkowie. Powinna poznać korzenie rodu, to znaczy zbudować swoje drzewo genealogiczne.

Charakterystyka przodków powinna być brana pod uwagę przy kojarzeniu przyszłych par małżeńskich. Przed zawarciem związku małżeńskiego, oprócz innych wymogów, powinny być wymagane również obowiązkowe badania lekarskie. Wtedy może się okazać, że niektóre małżeństwa z określonych powodów nie powinny wydawać potomstwa, w drastyczniejszych przypadkach powinno być to nawet prawnie zakazane. Tego powinna wymagać tak zwana wyższa racja stanu. Przecież później koszt utrzymania tego niezdolnego do samodzielnego życia potomstwa, będzie musiał spaść na barki całego społeczeństwa, a można tu jeszcze zadać pytanie, w imię czego tak musi być?

Wiadomo, że byle jakie życie potrafi dać każdy nawet dureń, ale trzeba przedtem pomyśleć, kto później będzie to potomstwo wychowywał i jaki będzie tego efekt końcowy. Często nawet w zdrowych rodzinach zdarza się, że z różnych powodów, płód bywa krótko mówiąc ułomny, co łatwo można stwierdzić przy dzisiejszym stanie wiedzy medycznej, wtedy nie powinno być żadnej wątpliwości, co do konieczności usunięcia takiego płodu. Pod tym względem mamy z przeszłości bardzo drastyczne przykłady. Spartanie każde nowo narodzone dziecko dokładnie oglądali i w przypadku widocznych odchyleń od normy, dziecko było rzucane w przepaść. Takie było przez nich ustanowione prawo. Dzisiaj do takich praktyk na szczęście nikt nie musi sięgać, bo osiągnięcia współczesnej medycyny pozwalają rozpoznawać wszelkie odchylenia od normy już we wczesnym stadium płodowym.

Rozumiem, że w wielu rodzinach powstaną różne wątpliwości, każdy człowiek może mieć przecież na powyższy temat jakiś swój punkt widzenia, a tym bardziej kiedy dane zagadnienie może dotyczyć jego samego. Mogą też nasuwać się wątpliwości natury religijnej. Przykazanie boskie mówi nie zabijaj. Nie zabijaj, to znaczy nie rób tego ze swoich egoistycznych pobudek, nie rób tego bezmyślnie lub dla osiągnięcia własnych korzyści. Natomiast zapełnianie Ziemi niedorozwiniętymi, kalekimi dziećmi, zrodzonymi przez rodziców, których pewne organy w sposób dziedziczny uległy zdegenerowaniu, wcale nie musi być Bogu miłe. Przecież Bóg jest najwyższą doskonałością i człowieka stworzył na takie właśnie swoje podobieństwo.

Mamy na to biblijne przykłady, kiedy ludzie mocno się upodlili, a wiadomo że ludzie już ze swej natury mają do tego skłonności, i ich wizerunek zbyt mocno zaczął się różnić od pierwotnego wizerunku Boga, wtedy Bóg zesłał potop i zniszczył nie tylko całą ludzkość, ale również wszystko, co tylko na Ziemi żyło. W czasie późniejszym, gdy wśród mieszkańców Sodomy i Gomory nastąpiło łamanie prawa, rozwiązłość seksualna i powszechne zepsucie, wtedy Bóg zesłał na nich ogień i oba miasta zniszczył doszczętnie. Inaczej mówiąc Bóg zabijał, bo taka była wyższa konieczność. Bóg lubuje się w tym. co piękne i zdrowe. Tak mówi o tym Biblia.
5 Moj. 17:1
„Nie będziesz ofiarował Panu, Bogu swemu, cielca ani owcy, na których jest wada, jakikolwiek brak, gdyż jest to obrzydliwością dla Pana, Boga twego”. (BW)
Bóg żądał, aby składane na ofiarę zwierzęta były najwyższej jakości, nie nosiły na sobie znamion jakichkolwiek wad wrodzonych czy nabytych. Wszystkie musiały być zdrowe i piękne, takie jakimi je Bóg stworzył. Bóg dał również inne prawo, w którym wprost nakazuje zgodnie z nim postępować.
Rodz 9:6
„[Jeśli] kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga”. (BT)

Tymczasem człowiek w swoim zadufaniu, będąc ustawodawcą jakby chciał powiedzieć, Boże jestem lepszy od ciebie, Ty karzesz śmiercią, a ja tę karę śmierci znoszę. Może to zwykła asekuracja, może ustawodawca wiedząc, że jak inni ludzie, jest człowiekiem ułomnym, zabezpiecza się by sam kiedyś nie został zgładzony. W takim razie narodzie sam tego chciałeś, przecież wybrałeś takich swoich przedstawicieli, jakich chciałeś. Zatem słuszne jest twierdzenie, że masz taką władzę na jaką zasługujesz.

Jeżeli profesor prawa twierdzi, że nie wolno karać śmiercią, bo życie jest najwyższym dobrem człowieka, to chyba nie rozumie, co mówi, bo przecież zbrodniarz mordując człowieka, pozbawił go tego najwyższego dobra i za to profesor jakby w nagrodę chce zbrodniarzowi zapewnić dożywotnie beztroskie utrzymanie na koszt społeczeństwa (aud. program I PR 30.01.2001), tego społeczeństwa, które w tym czasie musi głodować z powodu braku pracy. Miliony bezrobotnych głodują, aby między innymi móc utrzymać przy życiu zbrodniarza, który zamordował człowieka. To nie prawo, to szczyt głupoty wybrańców ludu wyrażony w ustawie. Stąd ta nasza zagmatwana rzeczywistość. Zbrodniarz mordujący z premedytacją, bywa nawet wypuszczany z więzienia na przepustki. W tym czasie dokonuje dalszych gwałtów i morderstw. Potem odpowiednie służby bawią się w jego poszukiwanie, a cały naród musi pokrywać koszty tej bezmyślności.

Spróbujmy zastanowić się nad takim przykładem. Młody mężczyzna zostaje wcielony do wojska. Służenie ojczyźnie i obrona narodu w razie zagrożenia, do oddania życia włącznie, to jego święty obowiązek, a zarazem zaszczyt. Jest do tego odpowiednio szkolony. Za dobrą służbę w czasie jej trwania może otrzymywać przepustki i urlopy. Na wyżywienie żołnierza ustalana jest określona stawka.
A teraz inny przykład. Każdy przestępca, który złamał prawo lub będący nawet mordercą, zostaje złapany, osądzony i osadzony w więzieniu. Według tego, co pokazują media, siedzi w celi, ogląda telewizję, może nawet studiować. Też jak żołnierz za dobre sprawowanie otrzymuje przepustki, podczas których dokonuje dalszych przestępstw. O zgrozo! Odsiaduje karę za przestępstwo i otrzymuje przepustki, jak żołnierz za dobre sprawowanie. Jak się to wszystko ma do siebie, szczególnie gdy porównamy wojsko z więzieniem? Stawkę żywieniową więzień ma nawet wyższą od stawki żołnierza.

Wszystko to odbywa się pod czujnym okiem obrońców praw człowieka. Dlaczego więzień nie pracuje, nie zarabia na pokrycie kosztów jego pobytu w więzieniu, nie zarabia na utrzymanie swojej rodziny, dlaczego nie zarabia na zadośćuczynienie dla ludzi przez niego pokrzywdzonych? Obrońcy takiego stanu powiedzą, że nie ma dla więźniów pracy, bo jest w kraju bezrobocie. Wśród innych pokutują jeszcze hasła socjalistyczne, że pracą nie można nikogo karać, bo praca jest zaszczytem. To już nic innego, jak tylko szczyt głupoty i hipokryzji. Praca może być jednym i drugim, ale nie każda praca, nie dla wszystkich i nie w każdych warunkach. Są również ludzie, dla których praca jest nawet hańbą. Oni wolą żyć na koszt społeczeństwa.

W takim razie w czasie, gdy jest bezrobocie, kiedy miliony porządnych ludzi nie mogą pracować aby utrzymać swoje rodziny, to w imię czego podatnicy i całe społeczeństwo musi dodatkowo utrzymywać zbrodniarza osadzonego na dożywocie, którego zresztą po 20 latach zwalniają warunkowo i on po wyjściu dalej robi to samo, za co był osadzony. Czy utrzymywanie zbrodniarza jest ważniejsze od stworzenia warunków do pracy i życia dla porządnych i uczciwych obywateli?

Miliony ludzi są w stanie ciągłego stresu w obawie o własne mienie i życie. Ale obrońcy praw człowieka tego nie widzą, oni z uporem bronią złodziei, bandytów i zbrodniarzy, aby się im nie daj Boże nie stała krzywda. Bo jak inaczej można interpretować zniesienie kary śmierci, wyposażanie cel więziennych w telewizory, wydawanie więźniom przepustek, utworzenie w więzieniu izb intymnych spotkań i podobnych udogodnień?
Stawiane tutaj pytania są w zasadzie chyba zbyteczne. Wszystko wynika z istniejącego prawa, a prawo mamy takie, na jakie zasługujemy.

wtorek, 2 grudnia 2008

Głębia świadomości

Zajrzyjmy w głąb naszej świadomości, w głąb tego ośrodka gdzie ona powstaje, gdzie się odbywa proces decyzyjny dotyczący wszystkich, tych wielkich i nawet tych najmniejszych problemów naszego ciała i naszej duszy. Gdy już tam przenikniemy i potrafimy dobrze się wsłuchać, to być może będziemy w stanie usłyszeć nawet głos naszego Stwórcy. Usłyszymy coś, co wcale nie będzie dla nas brzmiało przyjemnie.
Człowieku, powie Stwórca, stworzyłem cię na moje podobieństwo. Dałem ci w użytkowanie Ziemię i wszystko, co się na niej znajduje, abyś mądrze z tego korzystał. Dałem ci również wolną wolę, abyś czuł się wolny, niczym nie skrępowany, jako stworzenie specjalnie wyróżnione pośród innych stworzeń. Skoro więc jesteś podobny do mnie, to twoja wolna wola jestjednocześnie moją wolą. Miałeś mnie i swego bliźniego czcić i szanować tak, jak siebie samego. Miałeś nie łamać praw przyrody.
A co ty człowieku zrobiłeś z tym wszystkim, co ci dałem przecież nie na zawsze, ale tylko w doczesne użytkowanie? Stałeś się krnąbrny, zarozumiały, a niekiedy nawet podły. Siejesz dokoła siebie krzywdę i zniszczenie w imię jakichś wyższych celów. Miałeś nie mieć nikogo przede mną. Zastanów się czy dalej zasługujesz, aby być stworzeniem wyróżnionym do zarządzania tak wielkimi dobrami znajdującymi się na Ziemi?

Jesteś odpowiedzialny za wszystkie spustoszenia dokonane w przyrodzie, za jej zaśmiecenie, za zatrutą ziemię, wodę i powietrze, za skażenia nuklearne i jego skutki oraz inne klęski powstające z twojej przyczyny. Nie zwalaj wszystkiego, co złe na mnie, mówiąc, Bóg tak chciał, to dopust boży. Przecież to ja dałem ci rozum i wolną wolę, więc korzystając z nich, robisz wszystko na własny rachunek i tylko na swoją odpowiedzialność. Miej więc odwagę się przyznać do tego, co robisz źle. Niech wszyscy wiedzą komu rzeczywiście zawdzięczają to zło, które ich spotyka. Niech nie będą bierni, niech wreszcie zaczną rozliczać, niech przestaną się mną wyręczać mówiąc, Boże, patrzysz na to i nie grzmisz. Ja nie mogę spełniać milionów sprzecznych ze sobą próśb tylko dlatego, że proszący z powodu swego nieuctwa lub lenistwa chcą się mną wyręczać.

Zatem uważaj człowieku, abyś zniewalając innych, w przyszłości sam nie stał się niewolnikiem tego, co zacząłeś tworzyć w imię tych twoich tak zwanych wyższych racji. Puszysz się człowieku, jak indor do czasu, póki sam nie dostaniesz po łbie. Wtedy zwykle załamujesz ręce, szukasz mnie i wołasz, Boże przebacz mi. Nie musisz mnie szukać, jeżeli dobrze się przyjrzysz, to znajdziesz mnie w swoim bliźnim, którego skrzywdziłeś, a może nawet zniszczyłeś. Nie oczekuj zatem ode mnie przebaczenia, dopóki nie otrzymasz go od swego bliźniego, bo on czeka na naprawienie krzywdy, a jego wola jest także moją wolą. Przecież w nim mnie odnalazłeś, prawda? Zastanów się nad tym i wszystko dobrze przemyśl.

Tak dużo złego zrobiłeś na Ziemi, że mógłbym cię za karę zetrzeć w proch, ale nie zrobię tego, bo musiałbym wtedy zniszczyć również siebie. Przecież jesteś podobny do mnie, a wolna wola, którą posiadasz jest jednocześnie moją wolą. Musisz zatem wiedzieć, co to znaczy, przecież chyba masz jeszcze w głowie na tyle rozumu. Pamiętaj, ja ciebie nie zniszczę. Ty sam siebie zniszczysz, jeżeli dalej tak uporczywie będziesz podcinać gałąź, na której siedzisz. Wtedy razem z tobą zginie wszystko i nic na Ziemi nie pozostanie. Co do tego nie miej żadnych złudzeń. Wtedy nie będziesz mógł mieć już żadnej nadziei na cokolwiek......, przecież musisz wiedzieć, że nadzieja też zginie razem z tobą.

niedziela, 30 listopada 2008

Dobór naturalny i ciągłość pokoleniowa

W pierwszym rzędzie należy sobie zadać pytanie, czy wydanie potomstwa jest przywilejem, wolną wolą, czy może obowiązkiem poszczególnych członków społeczeństwa?
To zależy z jakiego punktu widzenia na to patrzymy. Można na to spojrzeć z punktu widzenia kościoła, państwa lub zachowania ciągłości pokoleniowej rodziny itd. Punkty widzenia wymienionych instytucji na pewno będą różne, bo stawiane przez nie cele też nie są jednakowe. Nawet punkty widzenia na to zagadnienie samych tylko rodzin, będą się bardzo różniły od siebie w zależności od okoliczności i sytuacji życiowych poszczególnych rodzin.

Otóż zachowanie gatunku jest podstawowym i niezaprzeczalnym prawem każdej istoty żywej. Jest to zakodowane w genach poszczególnych istot żywych i niezależne od ich świadomości. Jest to wrodzony instynkt nie mający nic wspólnego ze świadomością nawet tych osobników, które świadomość posiadają.
Następnym prawem jest dobór naturalny, dzięki któremu szansę przetrwania mają tylko osobniki najsilniejsze, najlepiej przystosowane do warunków w jakich żyją. Ogólnie w przyrodzie występuje selekcja naturalna. Słabe organizmy giną z różnych powodów i w różnych stadiach swego rozwoju. Tylko osobniki najsilniejsze będąc w wieku dojrzałym, łączą się w pary z najsilniejszymi osobnikami płci przeciwnej i dzięki temu wydają silne i zdrowe potomstwo.

Nie wszystkim może się to podobać, ale musimy się zgodzić, że prawo doboru naturalnego dotyczy nie tylko zwierząt, dotyczy tak samo i ludzi. Nikt tego prawa nie wymyślił, zostało ono jedynie zauważone, a stworzyła je sama Natura.
Istniejące w przyrodzie prawo zachowania gatunku polega na takim zakodowaniu poszczególnych osobników, że łączą się w pary tylko osobniki najbardziej do siebie pasujące, to znaczy mogące wydać najlepsze jakościowo potomstwo. Dotyczy to nie tylko zwierząt, ale również i ludzi. We właściwym dobieraniu się osobników podstawową rolę spełniają ich zmysły. Będzie to głównie wzrok, słuch, węch, dotyk. Wszystkie te doznania zmysłowe po przetworzeniu w ich mózgach, oddziałując jednocześnie na odpowiednie hormony, tworzą wzajemne pozytywne lub negatywne uczucia. Od jakości tych właśnie uczuć zależy pozytywny lub negatywny wynik doboru naturalnego.

Po wnikliwszym przyjrzeniu się temu zagadnieniu, możemy zauważyć, że natura przewidziała również możliwość zaistnienia też warunków wpływających negatywnie na dobór naturalny. To znaczy takich, w których dobór mógłby odbyć się nie zawsze zgodnie z założeniem, w którym by zawiodły u łączących się par posiadane zmysły. Ot chociażby może nie zupełnie prawdziwy, ale wydaje się na pierwszy rzut oka dosyć prawdopodobny przykład.

Jak wiadomo, osobnik płci żeńskiej posiada dwa chromosomy XX, a osobnik płci męskiej dwa chromosomy X i Y. Na płeć dziecka nie ma żadnego wpływu matka. Płeć dziecka zależy wyłącznie od ojca, od tego który jego chromosom połączy się z chromosomem matki. Jeżeli Y, będzie dziecko płci męskiej, natomiast jeżeli połączy się X, będzie dziecko płci żeńskiej.
Można przypuszczać, że ojciec będąc w danym okresie osobnikiem w słabszej kondycji, będzie posiadał chromosomy Y też mniej aktywne. Dlatego wtedy nie dojdzie do połączenia chromosomów XY, a połączą się chromosomy XX i dziecko otrzyma silniejszą płeć żeńską. Być może w ten sposób, w tej ostatniej fazie też następuje eliminowanie możliwości powstawania osobników słabszych płci męskiej, która jak wiadomo w doborze naturalnym będąc bardziej aktywną, ma większy wpływ na przebieg tego doboru.

Nie tylko natura dba o właściwy dobór naturalny, ale również każde państwo jest zainteresowane posiadaniem zdrowego, silnego i mądrego społeczeństwa. Znając ujemny wpływ na potomstwo rodziców pochodzących z bliskiego pokrewieństwa, prawnie zakazuje takich związków. Tak, to zauważyli już nasi przodkowie wiele lat temu. Ale przecież nie tylko bliskie pokrewieństwo ujemnie wpływa na jakość potomstwa, taki sam, a czasem nawet gorszy wpływ mają choroby genetyczne, których ostatnio namnożyło się zbyt wiele dzięki temu, że w dobieraniu się par rodzicielskich tego zagrożenia się nie uwzględnia. Czy naprawdę nasi współcześni prawodawcy tak bardzo są zaślepieni hasłami w rodzaju, że każdy zarodek jest życiem i nie wolno go niszczyć? Czy może dlatego nie wiedzą o możliwościach zapobiegania powstawaniu takich wadliwych zarodków? Czas najwyższy prawnie ten problem uregulować, mając oczywiście na uwadze jakościową przyszłość narodu i ewentualne skutki takiego zaniedbania.

sobota, 29 listopada 2008

Nasza narodowa szopka

Przy wtórze orkiestry niemożności w naszej szopce wciąż grają swoje role stworzone przez nas kukiełki, które wg osobistych potrzeb i na własny użytek sami teraz tworzą sobie coraz nowsze role.
W tle do wtóru tańczą czarownice na scenie, też przez siebie wyczarowanej. Tym działaniom towarzyszy głośne ujadanie różnej maści zwierzątek próbujących przedstawiać swoje subiektywne racje. Natomiast osłupiałe społeczeństwo nic nie mogąc z tego zrozumieć, tylko przygląda się tym turniejowym harcom, od czasu do czasu próbując nieśmiało manifestować swój nic nie znaczący sprzeciw.
Pomieszała się nam demokracja z despotyzmem, prawa obywatelskie z obowiązkami i zwykłe chciejstwo z realnymi możliwościami. Jednym słowem zatraciliśmy poczucie czasu i rzeczywistości. Wszystko nam się pomieszało i poplątało.

Pośród wielu różnych incydentów, wywołana przez media wrzawa wokół incydentu granicznego w Gruzji z udziałem naszego prezydenta jest sztuczna i nieuzasadniona. Przez kilka dni setki mniej lub bardziej kompetentnych osób wypowiada się w tym zakresie, a żadna z nich nie była na miejscu i nie ma wiarygodnych informacji, więc nic nie wie , a udziela w mediach wywiadów i na swój subiektywny sposób komentuje zajście. Kilka osób, które tam były też prawie nic nie wiedzą, bo jak twierdzą, było ciemno i prawie nic nie było widać. Wobec tego można mniemać, że w całym tym incydencie, w jego omawianiu, nie chodziło o fakty, tylko o rozgrywkę polityczną zainteresowanych stron.

A trzeba też z naciskiem powiedzieć, że nie jest rolą naszego prezydenta osobiste sprawdzanie realizacji pokojowych porozumień na granicach Gruzji. Z tego wynika wniosek, że można było w kilku zdaniach cały problem opisać, wyjaśnić i skomentować. Niestety, wywołaną wrzawą nie tylko niczego się nie wyjaśniło, a wręcz przeciwnie, wytworzyło się zamęt w polityce międzynarodowej i w sposób nieprzemyślany, właściwie na nic wydano setki tysięcy złotych ze społecznej kasy. Tak wygląda nasza nieprzemyślana polityka zagraniczna prowadzona przez ludzi ze świecznika przy wtórze też naszych bełkotliwych mediów.

Minęło już kilka dni, a w radiu odbywa się ciąg dalszy dziennikarskich bredni opartych na niedorzecznych rozmowach wokół granicznego incydentu na granicy gruzińskiej z udziałem naszego prezydenta.
Tu mi się przypomniała sprzed kilku tygodni bardzo podobna rozmowa w radiu, gdy odpowiedzialny redaktor w dyskusji na temat ostatniego filmu Wajdy pt. "Katyń" wydaje taką oto opinię: "Ja wprawdzie filmu nie oglądałem, ale na podstawie wypowiedzi moich znajomych, którzy go oglądali uważam, że na Zachodzie on się nie przyjmie". Jeżeli to nie jest urabianie opinii publicznej, to jest wrogą propagandą, jakby powiedzieli aparatczycy z czasów PRL-u.

Miliony ludzi naszego polskiego społeczeństwa codziennie wsłuchuje się w głosy, (jakby z zaświatów) nadawane na falach PR lub ogląda "gadające głowy" z ekranów TVP. W wyniku tego naród jest już do tego stopnia otumaniony, że zupełnie stracił orientację, co jest dla niego dobre, a co złe. Co jest prawdą, a co jest oszustwem lub kpiną ze słuchaczy i widzów. Czysta medialna paranoja!
Wszystko to robią wyżej wspomniane "gadające głowy" za nasze społeczne pieniądze. Zatem nasuwa się tu uzasadnione pytanie: do czego potrzebna jest polskiemu podatnikowi taka, zresztą nierzetelna wiedza? Podatnikowi, który ledwie wiąże koniec z końcem!

Innym zagadnieniem jest bezmyślne szafowanie społecznymi pieniędzmi w celu zdobycia poklasku określonej grupy społecznej, nie zwracając uwagi na to, że takie postępowanie tylko jeszcze bardziej pogłębia społeczny chaos.
Z jednej strony utrudnia się często uzasadnioną aborcję, czego wynikiem są dwa aspekty. Po pierwsze, rodzą się dzieci obarczone wadami genetycznymi, co jest tragedią rodzinną (i nie tylko), na całe życie. Po drugie powstają z konieczności warunki do pokątnego wykonywania aborcji w nieprzystosowanych do tego warunkach przez niefachowców, co też często grozi danym kobietom w przyszłości podobną tragedią w postaci ich bezpłodności.

W tym wypadku bezpłodnym kobietom medycyna oferuje zapłodnienie in vitro. Na to nie zgadza się Kościół. Natomiast nasz rząd obiecuje pokrywanie wysokich kosztów takiego zabiegu z funduszy społecznych. A co na to społeczeństwo? Społeczeństwo twierdzi, że są ważniejsze potrzeby, na które brak pieniędzy, a kobiety, które wcześniej w niefrasobliwy sposób naraziły się na bezpłodność, a teraz koniecznie chcą mieć dzieci, to są w kraju tysiące dzieci czekających na adopcję lub jeśli koniecznie chcą być sztucznie zapłodnione, to niech to robią, ale na własny koszt.
Ciekawe kiedy nareszcie zwycięży zdrowy rozsądek? Kiedy będziemy mieli w kraju jakiś ład i porządek? Kiedy nasi politycy i parlamentarzyści zaczną rozsądnie myśleć o naszym państwie i narodzie?

niedziela, 23 listopada 2008

Rodzina, ale jaka...?

Porównując różne kraje świata można zauważyć, że na ogół kraje biedne mają większe przyrosty naturalne niż kraje bogate. W przyrodzie jest tak, że organizmy, których życie jest zagrożone, wydają więcej potomstwa. Tak już ich życie jest pod tym względem zakodowane.
Obecnie w niektórych państwach są zbyt małe przyrosty naturalne i w związku z tym zachodzi obawa nadmiernego zestarzenia się społeczeństwa. W efekcie narastania tego procesu może zabraknąć środków na utrzymanie zbyt dużego procentu ludzi niepracujących, jak np dzieci, starców i osób niepełnosprawnych. Dodatkowym problemem jest poziom wychowania i wykształcenia młodzieży oraz związane z tym różnego rodzaju patologie wynikające częściowo z niewłaściwego wychowania.

Jeśli chodzi o nasz kraj, to wydaje się, że mamy niewłaściwe struktury rodzinne wynikające przede wszystkim z istniejących warunków socjalnych. One są również przyczyną kłopotów wychowawczych, zrywania więzi rodzinnych i narastania wspomnianych patologii, jak pijaństwo, narkomania i choroby cywilizacyjne. Składa się na to przede wszystkim niedostateczny rozwój budownictwa mieszkaniowego, a w tym również budownictwa socjalnego.
Z powodu braku mieszkań następuje opóźnienie w zakładaniu rodziny. Następnie po jej założeniu zwykle na długo odkłada się podjęcie decyzji dotyczącej poczęcia potomstwa. Małżonkowie chcą się wpierw czegoś dorobić. To jest powodem, że kobiety rodzą w wieku zbyt późnym, a często w ogóle nie rodzą, bo są bezpłodne.
Natomiast kobiety płodne, szczególnie w rodzinach patologicznych rodzą w sposób niekontrolowany zbyt dużo i nie są w stanie swego potomstwa utrzymać, ani odpowiednio wychować. A wynik tego stanu rzeczy jest wiadomy. Przepełnione domy dziecka i domy poprawcze, a w dalszej konsekwencji również przepełnione więzienia.

Za taki stan sytuacji rodzinnej w kraju, należy winą obarczyć państwo. Polityka państwa nie jest prorodzinna. Jest to coraz bardziej widoczne na przestrzeni ostatnich lat. Państwo nasze przez wiele lat nie potrafi uporać się z problemem zapewnienia społeczeństwu warunków do możliwości nabycia mieszkań lub możliwości zamieszkania w budynkach socjalnych. Mamy również dziesiątki tysięcy ludzi bezdomnych, pozbawionych jakichkolwiek środków utrzymania.

To jest efekt dotychczasowej polityki. Politycy mają pełne usta frazesów szczególnie przed każdymi wyborami. Mówią wtedy, że jeśli zostaną wybrani, to będą mieć na względzie jedynie służenie narodowi, dbanie o rozwój kraju i zapewnienie narodowi lepszych warunków życia. Po wyborach zupełnie zapominają o składanych przyrzeczeniach i cała ich działalność bywa przeważnie skierowana na osobiste bogacenie się i tworzenie lepszych warunków życia, ale dla własnej rodziny.

Żeby ten negatywny obraz naszego kraju nieco zmienić, należy zacząć od zmiany stosunku państwa do rodziny. Podstawową wielkością rodziny, powinna być rodzina zawarta przynajmniej w granicach 2+2. Powszechnie wiadomo, że podstawą dobrego rozwoju i pomyślności każdej rodziny jest mieszkanie. Należy więc stworzyć warunki i popierać rozwój taniego budownictwa mieszkaniowego.

Trzeba również stwarzać w społeczeństwie takie warunki życia, aby rodzina mogła stać się rodziną wielopokoleniową, a jednym z warunków umożliwiających zaistnienie rodzin wielopokoleniowych jest możliwość posiadania przez nią odpowiednio dużego mieszkania. Wtedy młode kobiety będą mogły wcześnie rodzić swoje dzieci. Pomocą w ich wychowaniu bardzo pomocne będą babcie. Natomiast młode mamy odciążone przez babcie, będą mogły zająć się pracą zawodową, a wychowanie dzieci na tym wcale nie ucierpi. Dzieci będą pod stałą opieką wychowawczą babci i dziadka. Dodatkowym efektem takich działań będzie na pewno zmniejszanie się liczby pensjonariuszy w domach starców. Czy takie postulaty będące marzeniem większości narodu muszą pozostawać tylko w sferze marzeń?

Czas najwyższy, aby dawniejsze tak zwane „socjalistyczne wychowanie młodzieży”, które zmieniło się na „wychowanie przez ulicę” - zamienić wreszcie na wychowanie rodzinne, w pełnej rodzinie wielopokoleniowej, gdzie wiedza rodziców i doświadczenie dziadków będzie mogło być w pełni wykorzystane. Warunki życia się zmieniają. Staramy się wszystko, co nas otacza zmieniać i doskonalić, dostosowując do nowych warunków. Zapominamy tylko o człowieku. Zapominamy o nas samych. My też musimy się zmieniać i doskonalić, aby móc do nowych warunków się dostosować.

Tymczasem co w kraju mamy?
Mamy różnego rodzaju domy dla dzieci niechcianych, dla dzieci porzuconych. Specjalne domy dla ludzi zagubionych w narkotykach. Izby wytrzeźwień dla osób, które w upojeniu alkoholowym potrafią jeszcze mówić, że „człowiek to brzmi dumnie”.
Mamy domy poprawcze dla młodocianych przestępców i przepełnione wiezienia, w których recydywiści i osobnicy skazani na wieloletnie lub dożywotnie odosobnienie już się nie mieszczą. Skąd się to wszystko bierze, z czego wynika? Na te pytania odpowiedzmy sobie sami, każdy obywatel tak, jak potrafi.

Wreszcie mamy również domy opieki społecznej i domy pogodnej starości. Pogodnej dla kogo? Chyba tylko dla tych dzieci, co pozbyły się niewygodnych, zniedołężniałych rodziców. Jeżeli mamy obecnie w Polsce siedem milionów obywateli żyjących samotnie, to co może nas czekać w niedalekiej przyszłości? Odpowiedź jest prosta. Będziemy mieli również prawie tyle pensjonariuszy domów starców. Jest to przerażające!

Dlatego nie ma innego wyjścia. Trzeba odnowę narodu zacząć właśnie od najmniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina. Trzeba zacząć od dzieci, bo to przecież od nich przyszłość narodu będzie zależała!

sobota, 22 listopada 2008

Na krawędzi

Dosyć często tak się zdarza z różnych przyczyn, że człowiek nagle znajduje się w tak zwanym dołku, albo inaczej mówiąc, na krawędzi. Wtedy nic go już nie interesuje, nic nie cieszy. Za swoją sytuację skłonny jest obwiniać wszystkich dokoła i cały świat, za wyjątkiem siebie samego. Przysłowie powiada: człowiek czuje się tak, jak na to zasługuje. Czy wszystko, co go otacza, czyli potocznie mówiąc, ten cały świat, ma rzeczywiście na to tak wielki wpływ? A jeżeli tak, to jaki on jest ten świat, że tak wiele od niego zależy?
Na ogół wszystkim wiadomo, że świat jest piękny, tylko ludzie często tego nie dostrzegają, a na tak postawione pytanie czy jest piękny, tyle będzie różnych odpowiedzi, ilu ludzi o to zapytamy i jak im w tym czasie będzie się powodziło, względnie w jakim wtedy będą oni stanie psychicznym. Oto jeden z takich stanów przedstawiony skrótowo.

Co za cholerny świat, dłużej nie wytrzymam, okropny ból, w gardle zaschło, nawet nie mogę poruszyć językiem. W ustach nie tylko odczuwam, ale wprost słyszę szelest suchego języka. To kolka nerkowa, po prostu zwyczajny kamień w nerce. Szpital, zastrzyki znieczulające co kilka godzin (narkotyki), bez nich ból nie do zniesienia. Wszystko jest mierzone, picie i oddawany mocz też jest mierzony.
W moczu krew, dużo krwi, kamień przesuwając się poranił nerkę. Po dwóch tygodniach cierpienia małe przesunięcie i ogromna ulga, kamień wpadł do pęcherza moczowego. Już po wszystkim, - pić wodę mineralną, piwo i przychodzić na kontrolę - tak brzmi zalecenie lekarza. Nic z tego, jak ulżyło to zapomina się o bólu i wszystkich cierpieniach, które się przeszło. Nic się nie robi z tego, co zostało zalecone przez lekarza. Jest to przykład jednego małego, ale prawdziwego wycinka, zresztą z własnego życia, przedstawiający w sposób skondensowany krytyczne chwile, które dało się znieść tylko dzięki nadziei, że one miną. W takich i podobnych sytuacjach, gdy tylko zabraknie nadziei, skutki mogą być bardzo różne.

Więc jak jest z tym światem, jest piękny i dobry czy brzydki i zły ? Otóż jest ani dobry ani zły, a tylko taki jakim go widzimy lub chcemy widzieć. To wszystko jest w nas i dobro i zło. Niebo i piekło. To zależy tylko od nas. Tworzą to powstające sytuacje i my sami, i nie tylko dla siebie, ale również dla naszego otoczenia. Czasem ktoś mówi: to co robisz jest piękne i pożyteczne, ale patrząc na to obiektywnie....
Nie, nie ma obiektywnego patrzenia. Obiektywne jest wszystko to, co istnieje, ale gdy tylko to istniejące zaczynamy opisywać, od razu staje się subiektywne, bo zależy od naszego subiektywnego punktu widzenia, od okoliczności, od warunków. No i właśnie, to samo raz może być brzydkie, a drugi raz bardzo piękne.
Podobnie jest z cierpieniem. Człowiek może znieść nawet duże cierpienie pod warunkiem, że ono minie. Skąd jednak ma wiedzieć, że minie. Od tego oczywiście jest nadzieja, jest coś, co czasem utrzymuje nas przy życiu, każe znosić nawet najgorsze, w imię tego, co potem nas czeka. Więc pozostaje nam tylko NADZIEJA i WIARA w spełnienie tego, co nadzieja nam obiecuje, czego oczekujemy. W przeciwnym razie, człowiek, który utracił nadzieję nie może już od losu oczekiwać niczego, to tak jakby wszystko, co dotychczas miał, przez utratę nadziei zamienił na ten stan beznadziejny. I zrobił mu to nikt inny, tylko on sam dla siebie.

Czasem człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielką ma w sobie siłę, jak wielką ma nad sobą władzę, choć nie zawsze potrafi z niej korzystać, czasem nie chce, świadomie lub nieświadomie rezygnując ze wszystkich posiadanych możliwości.
W życiu człowieka zdarzają się czasem chwile trudniejsze, choć w rzeczywistości wcale nie są one trudne, tylko się nam tak wydaje, bo naprawdę co jest trudne, a co łatwe, wie tylko ten, co już wszystko na sobie doświadczył. Ale nawet i wtedy podział na łatwe i trudne nie będzie prawdziwy, bo odczucia zawsze są subiektywne.

Otóż w takich trudniejszych życiowo chwilach, człowiek słabszy psychicznie, chcąc sobie ulżyć, chwyta się często za środki bardzo niebezpieczne, grożące uzależnieniem i prowadzące stopniowo nawet do całkowitej klęski życiowej. Do tych środków należy przede wszystkim alkohol i różnego rodzaju narkotyki. Tylko organizmy silne psychicznie, to znaczy uodpornione na stresy, dobrze przygotowane do życia w różnych nawet trudnych warunkach, są w stanie oprzeć się wszelkiego rodzaju pokusom prowadzącym w efekcie do wspomnianych zgubnych nałogów - trzeba o tym pamiętać.

Innego rodzaju używką, choć z pozoru niewinną, a również prowadzącą do bardzo niebezpiecznego nałogu, jest palenie tytoniu. Zaczyna się zupełnie niewinnie, polega na chęci zaimponowania, dorównania starszym kolegom. Wynika to wprost z głupiego sposobu rozumowania. Ponieważ palę papierosy, więc jestem już dorosły, a w rzeczywistości wynika to zupełnie z czegoś innego. Z nieumiejętności zachowania się w określonych sytuacjach, z nieprzygotowania do życia w społeczeństwie.

Jako podrostek jestem w towarzystwie, zdarza się, że nie wiem co mam powiedzieć, nie wiem czasem, co mam zrobić z rękami, no to szukam wyjścia z sytuacji. Wtedy ratunek widzę w papierosie. Ale w rzeczywistości to nie jest ratunek, to jest bagno, w którym zaczynam coraz bardziej grzęznąć, szczególnie, gdy mam słabą wolę. Popadam w coraz głębsze uzależnienie, a skutki tego nałogu są wiadome. Coraz mniejsza odporność organizmu na różne przeziębienia i choroby. W następstwie poważna możliwość powstania choroby płuc, a nawet stworzenie warunków do uaktywnienia się chorób nowotworowych, szczególnie wtedy, gdy się w sobie ma już do tego predyspozycje genetyczne. Popaść w uzależnienie jest łatwo, ale wyjść z niego jest czasem bardzo trudno. Niektórym nawet nigdy się to nie udaje, a skutek tego wiadomy. Czy naprawdę wiadomy? Chyba nie do końca, skoro tak duży odsetek młodzieży daje się wciągnąć w ten alkoholowy i narkotykowy proceder. Warto się zastanowić, czyja to jest wina?

piątek, 21 listopada 2008

Nałogi i ich skutki

Nałogi to straszna plaga obejmująca w ostatnich latach coraz szersze kręgi młodzieży. Ta plaga nałogów niesie ze sobą spustoszenie psychiczne i fizyczne w organizmie ludzkim i społecznym. Ale trzeba jednak pamiętać, że to nie jest żaden dopust Boży, tylko własny wolny wybór dokonywany przez tę młodzież.
Chodzi tu głównie o problem alkoholizmu i narkomanii oraz wiążącej się z nimi, jak dotychczas nieuleczalnej choroby AIDS, na które to problemy w ramach ogólnych rozważań chciałbym w tym miejscu wyrazić swój szczególny (być może kontrowersyjny) pogląd.

W zasadzie każdy zdrowo myślący człowiek wie, względnie powinien wiedzieć, w jaki sposób i dlaczego ludzie popadają w różne nałogi i jakie tego bywają skutki. Jeżeli ludzie decydują się na tego rodzaju „zabawę”, to muszą zdawać sobie sprawę, że robią to z własnej i nieprzymuszonej woli. Jak również muszą wiedzieć, że tym samym decydują się na poniesienie w przyszłości wszelkiej odpowiedzialności za wynikające z tego skutki.
Trzeba jednak mieć również na uwadze fakt, że ta nieprzymuszona wola bywa często krępowana przez sytuacje, jakie stwarzają świadomie lub nieświadomie ludzie uchodzący niekiedy nawet za najbardziej bliskich przyjaciół. Dlatego każdy człowiek już od samego dzieciństwa musi dbać o kształtowanie swojego charakteru i swojej silnej woli, aby w przyszłości być odpornym na wszelkie ujemne wpływy otoczenia środowiskowego. Często wokół tych spraw wytwarza się zorganizowana atmosfera, która niejako wymusza u ludzi o słabszych charakterach, całkowitą uległość i podporządkowanie się jawnie lub nielegalnie szerzonym złym reklamom.

Jaką zatem rolę w walce z wymienionymi plagami powinny pełnić instytucje państwowe i organizacje społeczne? Otóż wydaje się, że powinny one sprawę wychowania młodzieży postawić na odpowiednio wysokim poziomie oraz przede wszystkim powinny prowadzić w tym zakresie szeroką akcję informacyjno - uświadamiającą, a poza tym nic więcej. Natomiast do instytutów naukowych należy prowadzenie odpowiednio intensywnych badań odnośnie skutecznego leczenia tych, co w nałóg popadli i mają czym za leczenie płacić.

Każdy człowiek bezmyślnie poddający się dowolnemu nałogowi i tym samym narażający swoje zdrowie na uszczerbek, powinien z góry wiedzieć, że będzie skazany na społeczną dezaprobatę i społeczne potępienie. Sam osobiście będzie ponosił konsekwencje swoich czynów, nie będzie mógł liczyć na żadną pomoc społeczną.
Niech pozbędzie się złudzeń i nadziei pod tym względem. Nie będzie mógł liczyć na żadne miłosierdzie. Przecież już z raju Bóg wypędził pierwszych ludzi na zbity pysk za złamanie zakazu. Byli o tym z góry uprzedzeni. Jeżeli na miłosierdzie Boskie nie mogli liczyć praprzodkowie, więc tym bardziej niech nie liczą na współczucie społeczne ludzie współcześni.

Najwyższy czas skończyć z utrzymywaniem i leczeniem na koszt społeczeństwa nałogowych alkoholików i narkomanów oraz chorych na AIDS. Niech oni z góry będą o tym powiadomieni, to być może wtedy w swoim postępowaniu staną się bardziej odpowiedzialni. Wszystko, ich utrzymanie i leczenie musi być odpłatne, a kogo na to nie stać, to trudno, musi zginąć nawet w sposób niehumanitarny. Taki przecież był ich świadomy wybór.
Na świecie jest dosyć ludzi, nawet za dużo, jak na możliwości ich wyżywienia. Miliony ludzi głodują nie z własnego wyboru i nie z własnej winy. Więc tym bardziej po co społeczeństwo ma utrzymywać kosztem swoich wyrzeczeń rzesze tych, co sami siebie dobrowolnie skazali na zagładę, rzesze alkoholików i narkomanów.

Jeżeli taka, wyżej przedstawiona prawda dotrze do wszystkich potencjalnych kandydatów na zażywanie narkotyków i picie alkoholu, to na pewno wielu z nich zrezygnuje z pierwotnie wybranej drogi życia i dokona innego lepszego wyboru. Będzie to tym bardziej przekonujące i skuteczne, gdy niektórzy przedstawiciele społeczeństwa przestaną użalać się nad ciężką dolą narkomanów i żebrać na społeczne środki ich utrzymania. Jeszcze raz powtórzę, przecież takie życie było ich własnym wyborem. Chcieli, więc niech cierpią, a potencjalni kandydaci do takiego życia niech widzą, co ich w przyszłości czeka. Taka poglądowa lekcja jest bardziej skuteczna, niż odwoływanie się do jakiejkolwiek sfery uczuć.

Jeżeli natomiast problemy alkoholizmu, narkomanii i AIDS, będą traktowane na poziomie dotychczasowym, to ludzkość będzie musiała głęboko się zastanowić, jaka przyszłość czeka poszczególne społeczeństwa i narody.
Będzie coraz więcej przybywać ludzi zdemoralizowanych, niedołężnych, wymagających społecznego utrzymania, a ubywać będzie tych, co będą musieli na nich pracować. W końcu będzie musiało dojść do społecznego buntu i zdrowe społeczeństwo wtedy zapyta, w imię czego i w czyim interesie jest prowadzona taka polityka, kto na tym korzysta, a kto traci i czy naprawdę tak już musi być?

niedziela, 16 listopada 2008

Jaki jesteś naprawdę, człowieku?

Człowieku, uważasz, że myślisz racjonalnie. Masz rozum, pamięć, wyobraźnię i wolną wolę. Potrafisz obserwować, kojarzyć zjawiska i wyciągać z tego odpowiednie wnioski. Wiesz i wierzysz w to, że zostałeś stworzony przez Boga, istotę która stworzyła cały wszechświat, cały układ planetarny. Układ, którego wcześniej nie było, dopiero Bóg, który jest wieczny, nie mający swego początku ani końca, stworzył go wprost z niczego siłą swojej woli. Jesteś jedyną istotą stworzoną przez Boga na obraz i jego podobieństwo. A jednocześnie jesteś istotą, która w swej zarozumiałości często próbuje temu Bogu dorównać i sprawia wrażenie, że naprawdę wie, co Bogu jest miłe, a co nie miłe.

Jesteś przekonany, że wiesz co powinieneś robić, by się Bogu podobać, a czego robić nie powinieneś, ale czy zawsze postępujesz zgodnie z tym przekonaniem? Wiesz również, że Bóg się brzydzi złymi uczynkami, bo są one grzechem i przez to możesz być przez Boga skazany na wieczne potępienie. Mimo tego grzeszysz. Chełpisz się tym, że wszystko, co cię otacza, stworzone zostało przez Boga tylko dla ciebie, byś mógł to wykorzystywać do swoich potrzeb wg własnego uznania. A co zatem zostaje dla reszty stworzeń, czy tylko łańcuch pokarmowy?
Twierdzisz, że Bóg czuwa nad tobą i kieruje twoim postępowaniem, że bez woli Bożej nawet włos z twojej głowy nie spadnie. Z drugiej strony twierdzisz, kiedy tak jest ci wygodniej, że Bóg dał tobie wolną wolę i możesz nią rozporządzać tak, jak tylko zechcesz dla swojego dobra. Jesteś przekonany, że wyłącznie tobie Bóg dał nieśmiertelną duszę, która po śmierci twojego ciała żyć dalej będzie wiecznie z Bogiem w niebie. Gdyby Bóg rzeczywiście chciał być otoczony „takim towarzystwem”, toby je sobie stworzył, bez potrzeby oczekiwania na bezgrzeszne dusze.

Skąd „mały człowieczku” to wszystko wiesz, jeżeli Boga nigdy nie widziałeś, bo jest on duchem niewidzialnym? Skąd się bierze twoje przekonanie, że Bóg bez przerwy ma ciebie w swojej opiece, skoro z drugiej strony wiesz, że Bóg dał ci wolną wolę, byś mógł robić to, co ci się podoba? Czy naprawdę nie widzisz w tym żadnej sprzeczności, że twoje rozumowanie jest nielogiczne?
Czy w swojej zarozumiałości nie potrafisz sobie uświadomić, że Bóg w swojej doskonałości stwarzając coś tak monumentalnego, jak wszechświat – nie mógł przecież popełnić tak wielkiego błędu - by w tym przez niego stworzonym dziele było jednocześnie coś tak nielogicznego? Jesteś zarozumialcem, zaczynasz w swoim rozumowaniu zastępować Boga i nawet pouczać w jego imieniu, ale daleko ci do niego, swoją mądrością nie dorastasz mu do „pięt”. W swoich przekonaniach wyraźnie wykazujesz swoją głupotę.
Bo, jak inaczej można nazwać tezę, w której głosisz, że tylko ty masz nieśmiertelną duszę. Niby dlaczego tak jest, dlaczego ma to być prawdą? Tak, jak nie ma wolności obiektywnej, tak też nie ma obiektywnej prawdy. Na temat prawdy w swoim czasie wypowiedział się również ks. prof. Tischner. Czy ty znasz tę wypowiedź?

Otóż wszystko, co głosisz w przedmiotowej sprawie jest tylko wytworem twojej wyobraźni i ma służyć twoim własnym celom, bo taki jest w tym twój interes. Kiedy zabiegasz o realizację swoich interesów, gdy chcesz zaskarbić zaufanie ludzi, od których zależy twoje powodzenie, potrafisz być potulny i przyjazny. Natomiast po osiągnięciu celu, stajesz się zwykle fałszywy, okrutny i bezwzględny, ale nie dla wszystkich. Będąc barankiem dla przełożonych, stajesz się jednocześnie wilkiem dla swoich podwładnych.
Taki niestety jest człowiek, istota najbardziej skomplikowana ze wszystkich istot żyjących na tej planecie.

Sam siebie przed sobą próbujesz człowieku usprawiedliwić mówiąc „ I nie wódź nas na pokuszenie ..”, jakbyś chciał, a może rzeczywiście chcesz powiedzieć, że skoro „bez wiedzy Boga włos z głowy człowiekowi nie spadnie”, więc czynione przez ciebie zło wynikło tylko z tego, że to Bóg cię wodził na pokuszenie. Natomiast to, co zrobiłeś dobrego jest wyłączną twoją zasługą wynikającą z twojej wolnej woli. W innej sytuacji, aby siebie całkowicie usprawiedliwić mówisz: „Boże nie zważaj na grzechy nasze...”

Z pytaniem „Jaki naprawdę jesteś, człowieku?” zwracam się tylko do tego człowieka, który będzie uważał, że to właśnie do niego się zwracam. Natomiast wszyscy pozostali, których to pytanie nie dotyczy, niech mi wybaczą, że ich o nic nie pytam. Nie muszę pytać, bo sam jestem jednym z kilku miliardów ludzi żyjących na tym świecie, z których wielu ma być może podobny do mojego sposób myślenia. Przecież każdy z nas ma wolną wolę daną nie przez kogo innego, jak tylko przez tego samego Jedynego Boga.

niedziela, 2 listopada 2008

Dzień Zaduszny

Dzień Zaduszny niby taki sam, jak wszystkie inne, zawsze dodatkowo ubrany w aktualny przymiotnik, który pozwala je częściowo od siebie odróżniać, jak np. słoneczny, wietrzny, chłodny itp. Taki sobie zwykły, jakby jeden z wielu w życiu. W życiu, którego nie da się w kilku słowach dokładnie określić.
Wszystkim jednak wiadomo, że życie dopóki trwa, jest przez cały czas ciągłą walką wszystkiego ze wszystkim, więc i w tym dniu walka też się odbywa, tylko jest to walka zupełnie inna. W normalnych dniach zawsze walczy ktoś z kimś i coś z czymś, a nie zawsze wiadomo o co i nie zawsze wiadomo czy ta walka jest uzasadniona, czy jest konieczna. Może tylko za wyjątkiem zwierząt i roślin, gdzie zawsze wszystko jest proste i zrozumiałe. Rośliny walczą o światło, przestrzeń i wodę, a zwierzęta o przyjaźń i przetrwanie. Ponadto tak rośliny, jak i zwierzęta, walczą o zachowanie gatunku. Zupełnie inaczej wygląda to zagadnienie w odniesieniu do człowieka, bo człowiek to istota pod każdym względem najbardziej skomplikowana.

Otóż w tym wyjątkowym dniu wszystko odbywa się w sposób zupełnie odmienny. W tym dniu mamy do czynienia ze zbliżeniem się do siebie dwóch światów - Świata BYTU ze światem NIEBYTU - ale nie na drodze walki, lecz na drodze jakby wyjątkowego zbliżenia i przyjaźni. Zatem oba te światy nie walczą ze sobą w tym dniu, a tylko spotykają się, zbliżają się do siebie, jakby chciały podać sobie ręce, a przez to stworzyć lepsze warunki do przepływu informacji pomiędzy nimi.
W tym właśnie nadzwyczajnym dniu spotykają się ludzie żywi ze świata bytu z ludźmi bliskimi, których już nie ma, z ludźmi którzy w swojej wędrówce życia przeszli już na drugą stronę do świata niebytu, do świata wieczności.

Jedyna walka, jaka występuje w czasie tego spotkania, to walka zupełnie innego rodzaju. Walczy tu nasza Pamięć z naszym Zapominaniem i w jej wyniku, zależnie która ze stron jest silniejsza - rodzą się mniej lub bardziej rozległe Wspomnienia. Nie zapominajmy, że tych wspomnień potrzebują obie strony i obie strony o nie zabiegają. My po tej stronie naszego bytu, a Oni po tamtej stronie swojego niebytu. Ich istnienie w świecie niebytu, ale w bliskiej odległości od nas, zależy wyłącznie od tego, jaka będzie nasza Pamięć o Nich, gdyż to ona jest właśnie tą energią podtrzymującą wspólną więź.

Jeżeli ta więź zostanie zerwana, oni muszą od nas się oddalić, bo nic już ich nie będzie łączyć z naszym światem. Choć z wielkim żalem, ale będą musieli odejść w Niepamięć. Tam już ich nie znajdziemy nigdy. To właśnie tylko w tym kontekście często używane słowo “nigdy” jest prawdziwe i ostateczne.

Pielęgnowanie pamięci o Nich to nasz święty obowiązek. Tylko w ten sposób możemy okazać im nasz dla nich szacunek, złożyć im nasz hołd, a jednocześnie przez to utrzymać z nimi łączność.
W każdym dowolnym dniu, przy różnych okazjach, kiedy rozmyślamy o czasie, co już upłynął, kiedy przychodzą na myśl wspomnienia takie, że pod ich wpływem chciałoby się porozmawiać, powiedzieć coś czego nie powiedziano wcześniej komuś, kogo już niestety nie ma i już nie będzie nigdy, to wtedy człowiekowi robi się przykro.

Ale oto w tym szczególnym dniu poświęconym pamięci tych, co już od nas odeszli, powstaje taka okazja, że można z nimi porozmawiać. Po to ten dzień został utworzony i nazwany zadusznym. W tym właśnie dniu można przekazać im to, co mamy do przekazania i od nich również drogą telepatyczną można otrzymać wiadomości, które chcą nam przekazać.
To wszystko jest możliwe. Potrzebna jest do tego tylko nasza silna wola i wiara w spełnienie naszego postanowienia. To ta wiara sprawi, że nasze myśli połączą się z ich myślami podróżującymi w świecie niebytu, a ich z naszymi. Wszystko odbędzie się na drodze telepatii. Musimy tylko tego bardzo chcieć i wierzyć, że tak się stanie.

Być może nadejdzie czas, kiedy będziemy umieli w dowolnym czasie łączyć się z nimi przez możliwość dostrojenia częstotliwości fal nadawanych i odbieranych przez nasz mózg. Być może wtedy będziemy również mogli otrzymywać ich obraz, jak w telewizji. To nie jest wykluczone.

I rzeczywiście, nie jest to wykluczone, jeżeli uwzględnimy informację , że zostało skonstruowane “Bezprecedensowe urządzenie elektroniczne, służące do odbioru, wyboru oraz możliwości oglądania scen i wydarzeń z przeszłości. Z wyglądu przypomina normalny odbiornik TV". (Tylko niestety, wynalazek ten jest utajniony).

To jest rewelacyjny wynalazek, który może całkowicie zmienić nasze poglądy na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Może dokonać rewolucji w naszym sposobie myślenia i w naszej wiedzy o życiu fizycznym oraz życiu pozagrobowym. Może poszerzyć wiedzę o świecie naszym i odkryć przed nami światy, których nie znamy, a jedynie tylko domyślamy się ich istnienia. To wszystko może być, ale nie będzie dopóty, dopóki wynalazek pozostanie w ukryciu. Skoro utrzymuje się go w utajnieniu, na pewno są po temu powody bardzo ważnej natury. To daje wiele do myślenia.

A tymczasem w tym zadusznym dniu, w dniu święta naszych Drogich Nieobecnych, łączą się z nimi nasze o nich wspomnienia, a oni sami są wtedy razem z nami. Jest to jedyne, co możemy dla nich zrobić i jedynie to, czego oni od nas oczekują. Oni są zawsze i wszędzie tam, gdzie są o nich nasze myśli i wtedy, kiedy o nich myślimy i pamiętamy. I na razie póki co, niechaj tak już pozostanie.

poniedziałek, 20 października 2008

Sumienie i inne stany ducha

Sumienie, moim skromnym zdaniem to nic innego, jak tylko odzwierciedlenie pewnego "stanu ducha", to znaczy stanu odczuć, lub może nawet będzie ściślej, gdy powiemy pewnego stanu przeżyć wewnętrznych. Można to dokładniej zobrazować na podstawie poniższego przykładu.

Jeżeli po określonym czasie, mając już za sobą większą liczbę przeżytych lat oraz związaną z tym pewną liczbę doświadczeń życiowych, gdy często rozmyślamy o tym minionym czasie, to bywa czasem tak, że od pewnych myśli nie możemy się uwolnić. Przychodzą nam na myśl takie wspomnienia, że pod ich wpływem chciałoby się z kimś porozmawiać, powiedzieć coś czego wcześniej nie powiedziano komuś, kogo już niestety nie ma i nigdy już nie będzie, a to, co chciałoby się powiedzieć temu komuś, było dla niego wcześniej wyjątkowo ważne. Wtedy robi się człowiekowi przykro, że w tamtym czasie nie zrobił tego, co powinien był zrobić. Ten właśnie odbywający się w naszym umyśle proces myślowy nazwiemy sumieniem, a odczuwane w czasie tego procesu przykrości są tym, co powszechnie nazywamy wyrzutem naszego sumienia.
Uważam jednak, że to wcale nie ma (nie musi mieć) nic wspólnego z tzw. rachunkiem sumienia, spowiedzią i żalem za grzechy. Często słyszy się dawaną radę: "Rozważ w swoim sumieniu czy to, co robisz, jest dobre czy złe". Jest to oczywista bzdura, bo sumienie nie jest miernikiem dobra lub zła, jak na przykład termometr służący do mierzenia temperatury. Stan ducha nie jest zjawiskiem fizycznym, a dobro lub zło nie jest pojęciem obiektywnym.

Podobnym stanem ducha, choć mającym zupełnie inne znaczenie, bo odczuwanym jako zadowolenie - jest szczęście. Inaczej mówiąc, szczęście jest to stan ducha dający człowiekowi zadowolenie.
Przeciwieństwem szczęścia jest nieszczęście. Ze szczęściem wiąże się optymizm, z nieszczęściem - pesymizm.

Mieć szczęście, to umieć cieszyć się tym, co się ma, czyli być szczęśliwym. Ale to nie znaczy, że trzeba na tym poprzestawać. Trzeba jednocześnie stawiać przed sobą nowe wymagania, osiągać to, co jest naszym pragnieniem i cieszyć się każdym nowym, nawet najmniejszym postępem w tym zakresie.
To jest bardzo skomplikowane, jednak każdy człowiek we własnym zakresie musi w swoim życiu to własne szczęście umieć budować.
Szukanie szczęścia nie może polegać na poznaniu samej definicji szczęścia, lecz na opanowaniu umiejętności bycia szczęśliwym.
Mieć szczęście i być szczęśliwym to tylko tyle, a może aż tyle, że często dla wielu ludzi nawet całego długiego życia nie starcza, by móc to osiągnąć. A nauczyć się być w życiu szczęśliwym, to znaczy nauczyć się stawiać przed sobą określone cele i następnie w sposób konsekwentny je realizować ku własnemu zadowoleniu.

Być nieszczęśliwym (pesymistą), to zazdrościć wszystkim tego, co oni mają i nie umieć samemu niczego zdobyć oraz nie umieć cieszyć się nawet tym, co się ma, być ciągle ze wszystkiego niezadowolonym.
Powinniśmy w życiu unikać towarzystwa pesymistów, ludzi bez entuzjazmu, gdyż oni sieją wokół siebie największe zło, jakim jest zwątpienie w możliwości jakichkolwiek pozytywnych osiągnięć. Zaszczepiają negatywne myślenie, a ono jak wiadomo, poprzez naszą podświadomość niszczy nas nie tylko psychicznie, ale również i fizycznie. Takie negatywne myślenie wchodzi w nawyk i powoduje spustoszenie w naszym życiu wewnętrznym. To jest choroba, której bardzo trudno się pozbyć, a jeszcze trudniej naprawić zło, które ona wyrządza.

Człowiek jest "zwierzakiem" stadnym, a przejawia się to między innymi w tym, że od czasu do czasu ma pragnienie podzielenia się swoimi radościami i smutkami, osiągnięciami i porażkami z innymi sobie podobnymi, szczególnie z tymi, którzy są mu osobami bliskimi.
Chęci takich nabiera się w różnych okolicznościach, ale najczęściej wtedy, gdy zdarza się przelecieć w myślach przez okres miniony i natrafić na określone przeżyte sytuacje, przypominające jakieś nadzwyczajne spotkanie, zbliżenie z kimś itd. Natrafiając na jakiś epizod w tych myślowych wędrówkach, nagle zaczyna się odczuwać jakiś dziwny ucisk w pobliżu serca.
Jest to dziwne, bo myśli rodzą się w umyśle, a wysyłane przez nie sygnały docierają nie gdzie indziej tylko właśnie w okolice serca i tam pod ich wpływem już nie jako sygnały elektryczne, ale jako chemiczne, powodują właśnie to dziwne uczucie. Może dlatego mówi się, że miłość mieści się w sercu. To nieprawda, ale prawdą jest, że te sygnały chemiczne z krwią przepływają przez serce i tam gdzieś w jego pobliżu następuje odpowiednia reakcja powodująca to dziwne uczucie miłości lub żalu.

Miłością czy żalem nie jest to, co się o tym mówi, ale to, co się wtedy odczuwa. Uczucie miłości czy żalu można wyrazić zachowaniem, gestami, zależnie od sytuacji. Można również wyrazić słowami, ale słowa to są tylko słowa, nie zawsze muszą być prawdziwe.
Na przykład śpiewane "Góralu czy ci nie żal"? jest pytaniem, które zadajemy, czasem wcale go nie rozumiejąc, jeżeli sami nigdy tego w życiu nie doznaliśmy, jeżeli tego nie przeżyliśmy.

Zatem wszystko, co wymieniłem, jak sumienie, szczęście, zadowolenie, optymizm, pesymizm i inne nie wymienione, są niczym innym, tylko pewnymi stanami ducha przez nas w różnych okolicznościach odpowiednio odczuwanymi. Należą one do tej samej rodziny - rodziny odczuć i uczuć, z którymi w naszym życiu mamy do czynienia na co dzień.

czwartek, 7 sierpnia 2008

Tajemnica przeznaczenia

Sam fakt, że człowiek po narodzeniu, a następnie po przeżyciu określonego czasu musi umrzeć, jest niczym innym, jak tylko przeznaczeniem.
Przeznaczenie dotyczy nie tylko człowieka, ale wszystkiego, co żyje na tej Ziemi. Nawet rzeczy martwe wykonane ludzką ręką też mają „swoje przeznaczenie”. Początkowo czemuś służą, po to zostały wykonane, i też mają swój określony czas użytkowania, po którym następuje ich przetworzenie (recykling), dzięki któremu może powstać z nich coś innego i dalej służyć w innej postaci, albo mogą ulec tak zwanej utylizacji, a co będzie działo się dalej możemy się jedynie domyślać, mamy przecież odpowiednią wiedzę na ten temat i wyobraźnię......

Wróćmy jednak do człowieka, bo zagadnienie przeznaczenia w stosunku do niego jest nam na tym etapie najbardziej bliskie. Swoje przeznaczenie człowiek dziedziczy w genach po swoich rodzicach, jak również można powiedzieć, że wysysa z mlekiem swojej matki. Tak, to jest fakt, zdrowie człowieka, a więc i częściowo jego przeznaczenie zależy od tego czym się on odżywia, jak również czym potrafi zatruwać swój organizm później w ciągu swojego życia ( różne używki, nałogi itp.).
Wszystko, co poniżej piszę na temat przeznaczenia wynika z moich głębokich przemyśleń, a początek tego bierze się jeszcze z okresu mojego wczesnego dzieciństwa. Wtedy chyba nikt z mojego otoczenia nawet nie miał zielonego pojęcia o przeznaczeniu. Pamiętam, że różne trudne do zrozumienia zdarzenia nazywano “Wolą Bożą”. Jakakolwiek głębsza dyskusja na temat częstych tragicznych wydarzeń była niemożliwa, bo ucinało ją to jedno magiczne zdanie - „Wola Boża”.
W tamtych przedwojennych czasach we wsiach, jak wiadomo, oświetlało się mieszkania przy użyciu lampy naftowej. Oszczędzano wtedy na wszystkim, nawet zapałki dzielono na dwie części. Podobnie było z naftą. W jesieni i w zimie kiedy dzień jest krótki, to lampy nie zapalało się z samego wieczora, a nieco później. Z konieczności oszczędzania nafty, obowiązywała tak zwana “szara godzina”, która trwała zależnie od zamożności rodziny, nawet do kilku godzin.
W tym czasie omawiano różne sprawy gospodarskie, rodzinne, zdarzenia, plotki, bajki, a czasem opowiadano o rzeczach, jak mi się wtedy wydawało, strasznych i niesamowitych.

Jako pięcioletni chłopiec przebywałem jakiś czas u swojej babci. W tym okresie w czasie takiej szarej godziny udawało mi się podsłuchiwać - dlatego mówię podsłuchiwać - bo w rodzinie wszyscy byli już dorośli, a dziecku nie przy wszystkich rozmowach wolno było uczestniczyć. Udawałem wtedy, że śpię.
Pewnego razu rozmawiano na temat wszechpotężnej woli Bożej i nieuchronności zdarzeń, które tej woli podlegają. A wszystko zmierzało do stwierdzenia, że bez woli Bożej nic się nikomu nie stanie, nawet włos z głowy nie spadnie. Dobrze to sobie zapamiętałem. Dlatego po tak wielu latach jeszcze pamiętam, bo opowiadanie było dla mnie wtedy straszne i mocno je przeżyłem.
Babcia opowiadała, że to wszystko wydarzyło się w rodzinie, którą osobiście znała w czasie swojej młodości. A było to tak.
W rodzinie rodzi się dziecko. Wtedy dzieci rodziły się nie w szpitalach, a w domu i poród był odbierany przez kwalifikowane wiejskie babki.
Ponieważ w pobliżu stał tabor cygański, więc tak się złożyło, że w czasie porodu zjawiła się cyganka. Zobaczywszy dziecko, zaproponowała przepowiedzenie mu przyszłości. Dotknąwszy dziecka wystraszyła się. Powiedziała, że nie chce wynagrodzenia i nic już więcej nie powie.
Jednak zaintrygowani rodzice zaczęli nalegać, wtedy powiedziała, chłopiec dorośnie do dwudziestu lat i utonie w waszej studni. Oczywiście nikt w to nie uwierzył, dziecko dopiero się urodziło, a głupia cyganka już wie, co go czeka po dwudziestu latach.

Mijały lata, z dziecka wyrósł mężczyzna i wszyscy o tamtym wydarzeniu z cyganką zupełnie zapomnieli. Synowi o przepowiedni też nic nie powiedzieli. Po ukończeniu dwudziestu lat ich syn zaczął się czasem dziwnie zachowywać. Bywał smutny, nachylał się nad studnią, jakby liczył w niej odbijające się w wodzie gwiazdy.
Wtedy przypomniano sobie przepowiednię cyganki. Do studni dorobiono pokrywę, zaczęto ją zamykać na kłódkę i przez cały czas obserwowano zachowanie syna. Po kilku dniach podszedł on do studni i nachylił się na pokrywie. Gdy już kilka minut pozostawał w tej pozycji, zaniepokojeni rodzice podeszli do niego. On już nie żył. Wezwany lekarz stwierdził, że zmarł na serce. Nie ma wątpliwości, że gdyby nie było na studni pokrywy, ich syn wpadłby do niej i utonął. Czymże więc innym może to być, jak nie przeznaczeniem?
Wtedy mówiono, że nic tego nie mogło zmienić, tak musiało się stać, bo taka była wola Boża.
Nic w tym dziwnego, że takie panowało powszechne przekonanie, skoro codziennie w modlitwie rano i wieczorem ludzie powtarzali zgodnie z Pismem Świętym,
Mat. 6:10
10. Przyjdź królestwo twoje; bądź wola twoja jako w niebie, tak i na ziemi. (BG)
Zapomnieli, a może nie znali innego zapisu z tegoż Pisma Świętego,
Syr 18:6
6. Dał im wolną wolę, język i oczy, uszy i serce zdolne do myślenia. (BT) co jednoznacznie z tego wynika, że Bóg człowiekowi też dał wolną wolę i powinien on tak postępować, jak nakazuje mu jego wolna wola. (Nie wiem dlaczego w tym wersecie powiedziano “i serce zdolne do myślenia”). Może to zwykły błąd, a może rzeczywiście w tamtych czasach uważano, że serce służy do myślenia.
Właśnie teraz przy rozważaniach na temat przeznaczenia, przypomniało mi się to opowiadanie i musiałem go przytoczyć, jako przykład potwierdzający istnienie przeznaczenia. Jednak nie chcę na tym poprzestać, aby nie powstało wrażenie, że przeznaczenie jest ślepe i nieodwracalne. To by tylko mogło utwierdzać w przekonaniu, że człowiek wolnej woli nie ma, a przecież z tym nie można się zgodzić.

Człowiek może robić wszystko na co ma ochotę, byleby to, co robi, było zgodne z prawem. W przeciwnym razie musi się liczyć z konsekwencjami, jakie będzie musiał ponieść działając bezprawnie lub nie przestrzegając innych norm obowiązujących w danej społeczności.
Podobnie człowiek mając wolną wolę może wpływać na zmianę swojego przeznaczenia działając świadomie na swoją podświadomość. Dlatego śmiało i z przekonaniem musimy stwierdzić, że nikt inny tylko sam człowiek jest kowalem swojego losu i sam za ten los ponosi pełną odpowiedzialność.
W przytoczonym opowiadaniu taka śmierć młodzieńca zgodna z przepowiednią, musiała być uznana za wolę Bożą, bo chyba nie wiedziano wtedy, że człowiek mając wolną wolę może przy jej pomocy wpływać nawet na zmianę swojego przeznaczenia. Gdyby ci rodzice nie polegali wyłącznie na nieodwracalnej woli Bożej, to mogli wcześniej zasięgnąć porady lekarskiej i rozpocząć odpowiednie leczenie syna, bo nie ma wątpliwości, że miał on serce chore.
Są ludzie, którzy nie wierzą w przeznaczenie, ale większość choć wierzy to się do tego nie przyznaje, bo człowiek wykształcony nie może przecież wierzyć w coś, w co wierzyć nie wypada. Taka właśnie jest logika rozumowania niektórych ludzi, uważających siebie za ludzi wykształconych i mądrych.

Przeznaczenie istnieje obiektywnie i nie zależy od tego czy ktoś w nie wierzy czy też nie wierzy. Jest ono zakodowane w genach. Płód dopiero zaczyna się powoli rozwijać, a już w jego kodzie genetycznym dokładnie jest zapisane, jaką będzie miał płeć, jaki wzrost, jakie będzie mieć możliwości rozwoju intelektualnego, nawet jakiego koloru będą jego oczy itd.. Zakodowane są również choroby dziedziczne, na które w późniejszym czasie może, ale nie musi zapaść. Tak, może ale nie musi, bo to wszystko zakodowane jest w formie możliwości potencjalnych, jest to przeznaczenie potencjalne. Jego spełnienie zależy od określonych warunków, jakie w przyszłości powstaną lub nie powstaną i właśnie te warunki będą nasze przeznaczenie odpowiednio modyfikować. Poza tym nie zapominajmy, że człowiek mając wolną wolę - jak już wspomniałem - przy jej pomocy może swoje przeznaczenie korygować, jeżeli tylko się nauczy i będzie umiał to zrobić.

Są wprawdzie dziedziczne schorzenia typu różnego niedorozwoju, których nie da się zmienić nawet przy najbardziej silnej woli. Ale wtedy na zmianę takiego przeznaczenia też jest sposób, jeszcze można wadliwy płód usunąć lub raczej wcześniej wiedząc o schorzeniach rodziców, nie dopuścić do wydawania przez nich potomstwa. To wszystko nie tylko można, ale należy uwzględniać, chcąc mieć korygujący wpływ na przeznaczenie nie tylko swoje. Niestety, to nie jest takie proste, jak na to wygląda. Wystarczy przyjrzeć się temu, co się pisze i mówi w naszych mediach i porównać z tym, co napisałem nie tylko w tym, ale również w niektórych moich wcześniej napisanych artykułach.

sobota, 2 sierpnia 2008

Zrozumieć sens życia!

Wszelka działalność w życiu człowieka, będzie tylko błądzeniem po omacku, jeżeli nie zrozumie on sensu życia i nie potrafi podporządkować mu i zsynchronizować z nim swojej działalności.

Na zagadnienie sensu życia można spojrzeć z wielu różnych punktów widzenia. Za każdym razem, zależnie z jakiego punktu widzenia będziemy to zagadnienie analizować, rezultat będzie zupełnie inny. Będzie to zależało przede wszystkim od tego, jakie obszary tą analizą obejmiemy i kogo lub czego będzie ta analiza dotyczyć.
Wobec tego nasuwa się pytanie, kiedy zrozumienie sensu życia powinno nastąpić? To jest zrozumiałe, że musi nastąpić odpowiednio wcześnie, bo jeżeli nastąpi u schyłku życia, to jaką wtedy człowiek będzie miał bezpośrednią z tego korzyść? Wiadomo, że żadnej. Najodpowiedniejszy po temu będzie okres w miarę świadomego wchodzenia w życie, czyli czas uczęszczania do szkoły średniej. Na jej początku czy na końcu, to już nie jest takie ważne, bo nie każdy człowiek w jednakowym czasie dojrzewa.

Zrozumieć sens życia! Jest to zadanie trudne, ale chyba nie należy do niemożliwych, choć w zasadzie jest jedną z najważniejszych tajemnic Natury. Jest to zarazem temat tak pasjonujący, że nawet nie wypada nim się nie zajmować. Tym bardziej, że związany jest on z życiem, z jego takim podstawowym zagadnieniem, jakim jest proste pytanie, dlaczego i po co żyjemy? Wyrwać Naturze jeszcze jedną tajemnicę! To jest cel, do którego ludzie dążą od zarania dziejów i trzeba przyznać, że ze stosunkowo dobrymi skutkami. Zatem i to zagadnienie dotyczące zrozumienia sensu życia, jeżeli już nie uda się rozwiązać całkowicie, to żeby przynajmniej móc uchylić rąbka tej tajemnicy.
Mógłbym się założyć, że co najmniej połowa ludzkości nie rozumie sensu życia, bo się nigdy nad tym nie zastanawiała. Życie wydaje się tym ludziom tak oczywiste, jak następowanie dnia po nocy, czy występowanie pór roku. Tak są zżyci z tymi zjawiskami, że nie widzą w nich nic nadzwyczajnego. Zresztą i bez tego mają dosyć kłopotów dnia codziennego. Wiedzą jedynie na pewno, że życie to ciągła walka z przeciwnościami. Świadomość tych kłopotów zasłania im horyzont i zmniejsza pole widzenia.

Na mój własny użytek dla siebie samego, to sens życia chyba rozumiem. Mówię na własny użytek, bo wiedzieć i rozumieć coś dla siebie, to nie jest równoznaczne z tym, co wiedzę tę potrafić przekazać innym w taki sposób, aby była ona przez nich właściwie zrozumiana.
Mój sposób przedstawienia tego zagadnienia polega na ukazaniu życia opartego na ściśle określonych zasadach, mających nadprzyrodzony sens. Tym nadprzyrodzonym sensem i zasadami, są prawa Natury i przyrody, które istnieją niezależnie od woli ludzkiej. Raczej należy powiedzieć, że nie zależą od niczyjej woli, są wolą same dla siebie. Są one wieczne i nie da się ustalić kto je ustanowił. Jedni mówią, że Bóg, inni że Natura. Ale to w zasadzie nie jest najważniejsze. Nie ma powodu by się sprzeczać, bo to jest przecież jedno i to samo. To jest coś, czego nie rozumiemy i chyba nigdy nie zrozumiemy. Najważniejsza jest w tym zasada, aby te prawa przede wszystkim zrozumieć, aby ich nie łamać i wszelką swoją działalność im podporządkować.
Podstawowym prawem naturalnym jest prawo do życia i prawo dążenia do celu, który ma przed sobą każde życie. Prawo do obrony własnej i swojej własności czyli tego, co w wyniku życiowej działalności zostało wytworzone.

Żeby istniało życie i mogło się rozwijać, prawo Natury przewidziało istnienie czegoś najbardziej podstawowego, czym jest tak zwany „łańcuch pokarmowy”. To właśnie dzięki niemu, życie na Ziemi raz zapoczątkowane może trwać aż do chwili jego przerwania, niezależnie od tego w jaki sposób i z czyjego powodu to nastąpi.
Jak już wspomniałem na wstępie, na zagadnienie sensu życia można spojrzeć z wielu różnych punktów widzenia. Jednak najistotniejszym i najbardziej przydatnym w tej analizie, jak mi się wydaje, jest punkt widzenia oparty właśnie na łańcuchu pokarmowym, bo wtedy jest możliwość uwzględnienia życia w ujęciu globalnym, to znaczy możliwe jest uwzględnienie wszystkiego, co na naszej planecie żyje. Opierając się na łańcuchu pokarmowym, tym samym pominiemy wszystkie inne punkty widzenia i oprzemy się jedynie - co samo przez się jest zrozumiałe - na materialnym punkcie widzenia sensu życia, bez uwzględnienia strony duchowej w przypadku życia człowieka.

Punktem wyjścia w tych rozważaniach jest samo życie, jako takie w swej podstawowej formie, a trzeba przy tym podkreślić, że cel istnienia każdego życia jest inny. Ujmując w skrócie, powiemy że inny jest cel życia mikroorganizmów, a inny roślin i zwierząt, w tym również człowieka. To znaczy różne są cele dla wszystkiego, co żyje w powietrzu, w wodzie, w ziemi i na ziemi. A źródłem wszelkiego życia na Ziemi, jak wiadomo, jest światło słoneczne, będące tą podstawową energią docierającą do nas ze słońca. Podstawową, bo dostarcza przede wszystkim ciepła, dzięki któremu panujące na Ziemi temperatury umożliwiają życie. Poza tym pod wpływem światła słonecznego zachodzi w roślinach fotosynteza czyli pobieranie z powietrza dwutlenku węgla, następnie jego rozkład na węgiel i tlen. Tlen jest wydalany do atmosfery, a węgiel przyswajany przez rośliny i staje się ich budulcem. (Wyjątkiem jest kilka roślin również mięsożernych). Rośliny to żywe fabryki tlenu niezbędnego do życia zwierzętom. Ponadto produkują one nasiona i owoce, częściowo służące do dalszej reprodukcji, a reszta zjadana jest przez zwierzęta roślinożerne. I taki właśnie jest sens życia roślin ujęty w dużym skrócie.

Rośliny ukorzenione są w ziemi skąd czerpią wodę i składniki mineralne. Wodę czerpią również poprzez liście z pary wodnej zawartej w powietrzu, z rosy i opadów deszczowych. Do życia roślinom potrzebne jest zatem światło słoneczne, ziemia, woda i powietrze z zawartym w nim dwutlenkiem węgla.
Długość życia roślin jest bardzo zróżnicowana. Jeśli chodzi o rośliny uprawne, to są najczęściej jednoroczne. Z roślin wieloletnich najdłużej żyją drzewa. Wiek niektórych z nich przekracza nawet tysiąc lat. Życie roślin nie jest żadną sielanką, jakby to na pozór wyglądało. Rośliny współzawodniczą ze sobą o dostęp do wody, światła i o możliwość korzystania z pokarmu pobieranego z ziemi przez system korzeniowy. Wrogiem roślin uprawnych są chwasty, które często mogłyby te rośliny doprowadzić do zagłady, gdyby nie pomoc człowieka. Ale ta pomoc człowieka wcale nie jest bezinteresowna. Bo gdy człowiek roślinom nie pomoże, nie będzie miał odpowiedniego plonu. Wtedy powstanie problem, czym się będzie odżywiał sam i czym nakarmi swoje zwierzęta hodowlane?
Podobnie jest w przyrodzie dzikiej. Rośliny walczą o swój byt tylko po to, żeby przed zjedzeniem ich przez zwierzęta roślinożerne, mogły wydać nasiona, żeby mogły się później z tych nasion odrodzić. Nie wszystkim to się udaje. Najsłabsze zginą w zarodku swojego wzrostu, inne zostaną zjedzone jeszcze przed tym nim dojrzeją. Natomiast te, co wydadzą nasiona i nie będą zjedzone, też nie zmarnują się, będą siedliskiem dla rozwoju różnych bakterii i ostatecznie użyźnią glebę. Na tak użyźnionej glebie będą rosły następne pokolenia roślin i tak samo będą one spełniały na ziemi swoją rolę w łańcuchu pokarmowym. Czy nie chciałyby one żyć dłużej, cieszyć się (może nie widokiem), ale odczuwaniem działających na nie promieni słonecznych, ciepła i życiodajnego dla nich deszczu w czasie upalnego lata? Na pewno by chciały, ale niestety, żyją tylko w cyklu jednorocznym, niektóre dwuletnim lub kilkuletnim, bo tak są zaprogramowane przez Naturę, bo taka była jej wola.

Podobnie jest z drzewami choć życie niektórych z nich jest bardzo długie. Tak długie, że jest to godne podziwu, tym bardziej, gdy uwzględnimy fakt, że wyrastają one często z bardzo małych nasionek i dorastają do olbrzymich rozmiarów, jak na przykład sekwoja brazylijska. A wszystko to jest już zaprogramowane wcześniej w tym małym nasionku. Ten nasz podziw nie kończy się na tym. Rośliny wbrew temu, co o nich wiemy, potrafią ze sobą się porozumiewać.
Na przykład drzewo, chociaż związane jest tylko z jednym stałym miejscem przebywania, ma jednak zdolność do porozumiewania się z innymi drzewami na odległość. Zostało to stwierdzone naukowo.
Gdy do dwóch odległych od siebie drzew podłączono niezależną aparaturę badającą charakterystykę przepływającego prądu i jedno z drzew siekierą okaleczono, wtedy zauważono, że charakterystyka prądu tego drzewa się zmieniła. Najciekawsze jednak było to, że z małym opóźnieniem tak samo zmieniła się charakterystyka prądu w odległym drzewie, mimo że niczym nie były one ze sobą połączone. To niezbicie świadczy o tym, że okaleczone drzewo musiało wysłać innym drzewom odpowiednią informację, a te pozostałe musiały ją z pewnym opóźnieniem odebrać.
W innej sytuacji, gdy liście jednego drzewa zostały zaatakowane przez jakieś szkodniki lub bakterie, inne nawet znacznie odległe drzewa od razu przygotowują się do odparcia napastnika przez wytwarzanie w tkankach liści odpowiedniej substancji obronnej. Dzięki wydzielonej substancji drzewa te w mniejszym stopniu lub w ogóle nie były atakowane przez szkodniki. Jaką drogą wysłana informacja dociera do innych drzew? Przez glebę czy drogą naziemną, to nie jest aż tak ważne. Chodzi o fakt wysyłania informacji i jej odbioru, więc jest to niewątpliwy drugi dowód na to, że rośliny między sobą się porozumiewają. Podobnie nie powinien budzić wątpliwości wniosek, że rośliny skoro żyją, to też muszą chyba odczuwać ból i cierpienie. Przecież ich organizm leczy zadane im rany tak samo, jak to robi organizm zwierzęcia czy człowieka. Jeżeli zwierzęta odczuwają ból, to czemu by nie miały odczuwać go rośliny, przecież to też żywe organizmy.
Niektórym ludziom takie rozumowanie może wydać się zupełnie śmieszne, a może nawet powiedzą oni, że całkiem głupie. Ale to już ich sprawa ( tych niektórych ludzi).
Życie to energia, to również i ta energia otaczająca każde ciało żywe w postaci tak zwanej aury. Występuje ona u ludzi, zwierząt i drzew. Są tacy bioenergoterapeuci, którzy mają specjalne predyspozycje do leczenia ludzi dobrą energią czerpaną z kosmosu. W tym przypadku są oni jakby przekaźnikiem tej uzdrawiającej energii kosmicznej. Ciekawe jest, że każdy człowiek sam może zasilić się w dobrą energię, czerpiąc ją na przykład od dorodnej zdrowej brzozy przez objęcie jej dłońmi, dotknięcie jej swoim czołem oraz przez pozostanie w takiej pozycji przez kilka minut. Trzeba tylko wierzyć, że odbiór tej energii nastąpi i koniecznie trzeba mocno tego chcieć.
Drzewa nie biorą bezpośredniego udziału w łańcuchu pokarmowym za wyjątkiem ich nasion, owoców, nektaru z kwiatów i soków wysysanych (przez mszyce) oraz młodych gałązek zjadanych przez niektóre zwierzęta. Ich głównym celem jest między innymi produkcja tlenu i masy drzewnej służącej człowiekowi do różnych celów. Ostatecznie masa ta, gdy już zostanie całkowicie wyeksploatowana w postaci różnych form użytkowych, ulegnie spaleniu lub rozłożeniu przez odpowiednie bakterie oraz grzyby i użyźni glebę.

Takim samym ogniwem w łańcuchu pokarmowym, jak rośliny żyjące na ziemi jest wszystko, co żyje w wodach rzek, jezior, mórz i oceanów. W wodach też żyją różne rośliny, ryby, zwierzęta i jedne z największych ssaków, jakimi są wieloryby, których długość dochodzi do osiemnastu metrów. Wszystkie one są dostosowane do życia wyłącznie w środowisku wodnym.
Z najbardziej drobnych żyjątek wodnych są bakterie, pierwotniaki oraz glony, należące odpowiednio do planktonu, zooplanktonu i fitoplanktonu. W łańcuchu pokarmowym środowiska wodnego, pierwszym ogniwem jest plankton. Nim żywią się osobniki większe, jak ryby i inne małe zwierzęta wodne. Te z kolei zjadane są przez większe osobniki. Jedne stanowią pożywienie dla drugich. W środowisku wodnym, tak jak zresztą wszędzie, też trwa ciągła walka o zachowanie gatunku, a jednocześnie ciągła walka o byt. Jeżeli zabraknie pożywienia, to osobniki słabsze zjadane są przez silniejsze nawet w obrębie tego samego gatunku.
Zatem życie wszystkich organizmów żywych w naszym świecie podporządkowane jest wspomnianemu łańcuchowi pokarmowemu.
1.Pierwszy poziom (ogniwo) tego łańcucha stanowią rośliny, których głównym źródłem życia jest światło słoneczne i woda. Część energii słonecznej rośliny absorbują i za pomocą fotosyntezy magazynują w postaci glukozy, która później jest przetwarzana na inne cukry i tłuszcze. Najciekawsze w tym jest to, że rośliny wykorzystując światło słoneczne syntetyzują materię organiczną ze składników nieorganicznych. Największą rolę odgrywają w tym glony, bo one dokonują 50 do 90% fotosyntezy na Ziemi.
2.Drugi poziom stanowią zwierzęta roślinożerne, odżywiające się pokarmem tylko roślinnym.
3.Trzeci poziom stanowią zwierzęta mięsożerne. Poziom ten składa się z kilku rzędów:
a)zwierzęta wszystkożerne, odżywiające się pokarmem roślinnym i mięsnym.
b)zwierzęta mięsożerne, odżywiające się tylko mięsem
c)w ostatnim rzędzie, czyli na końcu łańcucha pokarmowego znajdują się sępy i część owadów odżywiających się martwymi roślinami i padliną.

Z powyższego wynika, że w łańcuchu pokarmowym nic się nie marnuje. Na każdym poziomie wszystko jest doszczętnie wykorzystane. Dzieje się tak dlatego, bo w przyrodzie rządzi „prawo zachowania energii”. Prawie cała energia używana na ziemi pochodzi od słońca. Istniejące formy energii nie są stałe. Przemieniają się jedna w drugą. Z energii światła, za pomocą fotosyntezy przemienia się w roślinach w energię chemiczną. Potem korzystają z niej pośrednio zwierzęta i ludzie. Część jej oddawana jest w formie ciepła. Energii nie zużywamy, a jedynie używamy. Energia nie może być ani stworzona, ani zniszczona. Jest wieczna, zmieniają się tylko jej formy. To jest podobnie, jak z wodą. Woda używana jest przez wszystkie organizmy żywe. Bez niej nie byłoby życia. Jest ona przez te organizmy wydalana, wyparowuje ze zbiorników wodnych i przemieszcza się w atmosferze w postaci chmur. Następnie spada w postaci rosy, deszczu lub śniegu i cykl się powtarza. Ta sama ilość wody jest w obiegu obecnie, jaka była przed milionami lat. Tej samej wody używamy do dzisiaj, nic z niej nie ubyło, ani nie przybyło.
Cała energia światła zaabsorbowana przez rośliny na poziomie pierwszym, w 90% zostaje użyta na potrzeby własne roślin, a tylko jej 10% jest użyte na budowę masy własnej roślin i może być przekazana na poziom drugi. Identycznie jest na poziomie drugim i trzecim. Za każdym przejściem na poziom wyższy, wartość tej energii musi z tego powodu wzrosnąć dziesięciokrotnie.

Człowiek w łańcuchu pokarmowym znajduje się pośrodku. Jest roślino i mięsożerny. Odżywia się nasionami zbóż, owocami, warzywami i mięsem zwierząt roślinożernych specjalnie w tym celu przez siebie hodowanych. Zwierząt mięsożernych dla celów spożywczych nie hoduje, bo cena takiego mięsa byłaby zbyt wysoka. Natomiast sam człowiek jest za mądry na to, by dać się zjadać przez drapieżniki mięsożerne, za wyjątkiem nielicznych wypadków odosobnionych oraz w przypadku kanibalizmu. Jednak to wcale nie znaczy, że człowiek jest kimś zupełnie nadzwyczajnym i ostateczne „przeznaczenie” jego nie dotyczy. Przeciwnie, tak samo, jak inne organizmy zostanie strawiony oddając zmagazynowaną w sobie energię tylko w nieco opóźnionym czasie, to znaczy po śmierci. Zgodnie zresztą z prawem zachowania energii.

Wszystko przebiega zgodnie z prawami Natury. Energia nie ginie, zmienia tylko swoje formy. Woda też ma obieg zamknięty. W każdej ze swych postaci spełnia wyznaczone jej zadania, jako para wodna, ciało płynne i ciało stałe (śnieg lub lód). Utrzymuje przy życiu wszystkie organizmy żywe.
Wreszcie wszystkie organizmy żywe też mają swoje ściśle określone cele życia i zadania w tym życiu. Patrząc na rośliny wcale nie zdajemy sobie z tego sprawy, jak ogromnie ważną rolę one spełniają. Przecież to nikt inny, jak tylko rośliny wykorzystując światło słoneczne tworzą materię organiczną ze składników nieorganicznych. Tworzą materię żywą z materii nieożywionej.
Każdy organizm żywy ma tylko dwa cele w swoim życiu. Przedłużyć życie swojego gatunku przez wydanie potomstwa i ostatecznie zostać pokarmem dla innego organizmu będącego na wyższym poziomie łańcucha pokarmowego. Po to ginie jedno życie, by na jego miejscu mogło istnieć drugie życie. Coś za coś. Nie ma w życiu nic za darmo.
W świecie roślin i zwierząt wszystko od zarania dziejów odbywa się zgodnie z prawami natury. Każdy organizm dąży do wykonania swojego zaprogramowanego zadania. W związku z tym rośliny rosnące na jałowej glebie znacznie szybciej dojrzewają niż na glebie urodzajnej. A to tylko w obawie, że z powodu nieodpowiednich warunków atmosferycznych mogłyby wcześniej uschnąć nim dojrzeją ich nasiona. Podobnie nie owocujące drzewo owocowe, gdy zostanie częściowo uszkodzone, zaczyna natychmiast owocować. A wszystko tylko dlatego, żeby spełnić ciążące na nim zadanie. Liczba zwierząt na danym terenie rośnie lub maleje zależnie od tego czy ma dla siebie odpowiednią ilość pożywienia. Zatem maleje również liczba tych zwierząt, które mają duże zagrożenie ze strony swoich przeciwników, dla których same stanowią pożywienie.
Bociany troskliwie wychowują swoje młode i dbają o jak najlepszy ich rozwój i kondycję. Wiedzą, że ich potomstwo musi być silne, aby mogło w jesieni móc przelecieć dziesiątki tysięcy kilometrów w drodze do cieplejszych krajów. Dlatego osobniki niedorozwinięte są zawczasu wyrzucane z gniazda, jako nie mające szans na prawidłowy rozwój. W przypadku nagłego zmniejszenia się w okolicy pokarmu, najsłabsze z bocianiąt też są wyrzucane z gniazda. Pozostaje ich w gnieździe tylko tyle najsilniejszych, ile rodzice są w stanie wyżywić.
Podobnie, ale zupełnie inne znaczenie ma wyrzucanie z gniazda piskląt (właścicieli gniazda), przez pisklę zrodzone z podrzuconego kukułczego jaja. Pisklę kukułcze w stosunku do pozostałych, potrzebuje dużej ilości pożywienia, więc pozbywa się tych, które są słabsze i stanowią dla niego konkurencję.
Jedynie człowiek próbuje wyłamywać się spod praw Natury. Dawniej ludzie żyli krótko z powodu braku pożywienia, walk plemiennych, chorób, dużej umieralności noworodków i szalejących, co pewien czas różnych epidemii. Przeżyć mogły tylko organizmy silne. Było to zgodne z prawami Natury. Chociaż wg „Starego Testamentu” był również czas, kiedy ludzie żyli nawet po 1000 lat, ale było to bardzo dawno oraz być może dlatego, że było ich wtedy stosunkowo mało i jeszcze nie zdążyli świata zapaskudzić swoimi nieodpowiednimi działaniami wbrew prawom Natury.

Obecnie człowiek coraz bardziej korzysta ze swojego rozumu, ale nie zawsze właściwie i rozsądnie. Dzięki zdobyczom techniki i osiągnięciom medycyny, wiek ludzi znacznie się przedłużył. Zmniejszyła się umieralność noworodków również dzięki medycynie. Rodzi się jednak coraz więcej dzieci niepełnosprawnych na skutek nieodpowiedniego doboru par rodzicielskich, co do których z góry wiadomo, że nie powinny mieć potomstwa. Zażywanie narkotyków, uleganie różnym nałogom, a czasem nawet używanie niektórych leków powoduje trwałe uszkodzenie płodu w czasie ciąży lub ma wpływ na późniejszy prawidłowy rozwój dziecka. Medycyna jest już na tak wysokim poziomie, że jeszcze w stanie płodowym potrafi wykryć wady płodu i im zapobiec, ale co z tego, jeżeli badań prenatalnych prowadzi się bardzo mało lub z dziwnie uzasadnianych powodów nie prowadzi się wcale.
W trosce o swoje wyżywienie człowiek hoduje zwierzęta udomowione, których cel życia w stanie dzikim też jest wiadomy, ale zupełnie niezrozumiałe jest hodowanie w ramach swojego gatunku „ludzi drapieżników”, którzy swoim życiem nie tylko nie wnoszą dla ogółu społeczeństw ludzkich nic pożytecznego, ale wręcz przeciwnie, zagrażają ich egzystencji.

Porównania pod tym względem ludzi i zwierząt wypadają na naszą ludzką niekorzyść. Wystarczy w tym wypadku porównać miliony dzieci głodujących na świecie oraz nasze ludzkie „dzieci rośliny” z jednej strony i choćby przykładowo dzieci bocianie z drugiej. Wynik jest oczywisty, przedstawiający „człowieka rozumnego” w bardzo złym świetle.
Komu potrzebny jest tak duży przyrost naturalny np. 40 dzieci na jeden tysiąc mieszkańców w ciągu roku w takim kraju, jak Mozambik i w krajach podobnych, które nie są w stanie te swoje dzieci wyżywić?
Pozytywny wyjątek w tym względzie daje się ostatnio zauważyć w Chinach. W styczniu 2005 roku Chińczycy powitali u siebie 1300 milionowego obywatela. Tak się stało tylko dlatego, że przed laty przyjęli u siebie model 2+1, a mimo to i tak ich roczny przyrost wynosi czternaścioro dzieci. W przeciwnym razie byłoby ich teraz już ponad 1500 mln.

Czasem ciśnie się na usta pytanie, po co nam rozum, jeżeli w tak wielu przypadkach nie potrafimy z niego poprawnie korzystać? Człowiek robi taki użytek z własnego umysłu, jaki potrafi, na jaki go stać. Nikt nikomu nie może zabronić korzystania z tego przywileju. Wcale nie jest ważne , czy ten użytek jest słuszny czy może wadliwy. Tak samo, jak nie wolno pozbawiać człowieka nadziei choć byśmy z góry byli przekonani, że nic dobrego ona nie przyniesie. Jeżeli podjęliśmy w swojej świadomości przekonanie, że człowiek ma wolną wolę, to musimy się zgodzić na wszystkie wynikające z tego skutki, jednakże pod jednym warunkiem, że skutki tej woli nie będą szkodzić pozostałym członkom społeczności, w której żyjemy.
Chociaż ostateczny cel człowieka jest taki sam, jak wszystkich pozostałych organizmów żywych znajdujących się na poszczególnych poziomach łańcucha pokarmowego, to jednak człowiek w czasie swojego życia ma do spełnienia jeszcze dodatkowe, zupełnie inne stojące przed nim zadania.

Człowiek ma na Ziemi tworzyć wszechstronny rozwój, postęp i wspinać się na szczyty poznania. Przede wszystkim ma tworzyć wartości materialne, duchowe i estetyczne. Jest do tego specjalnie ukształtowany biologicznie i wyposażony w odpowiednie do tego narządy. Nie powinien ograniczać się do oczekiwania na życie wieczne w niebieskim raju po śmierci, lecz ten raj tworzyć już teraz, tutaj na ziemi w czasie swojego ziemskiego życia doczesnego. Powinien stwarzać takie warunki na ziemi, aby ten ziemski raj mógł powstawać w najbliższej przyszłości, nawet jeszcze za jego życia. Nikt i nic mu w tym nie może w zasadzie przeszkodzić. Jedyną przeszkodą może być brak wiary we własne siły, wzajemna ludzka zawiść i skierowanie swojego potencjału umysłowego w niewłaściwym kierunku, co w konsekwencji może doprowadzić do pewnej klęski nawet całego rodzaju ludzkiego. Pewne tego symptomy coraz częściej dają się ostatnio zauważyć w postaci huraganów, tajfunów, powodzi, trzęsień ziemi i jej zmian klimatycznych. Jest to niewątpliwy skutek nierozważnych działań nie tylko gospodarczych człowieka.
Człowiek powinien tworzyć postęp techniczny i naukowy umożliwiający coraz bardziej szczegółowe poznawanie wszechświata, a już najbardziej coraz dokładniejsze poznawanie samego siebie i naszej planety Ziemi, na której żyje i jest z nią (na zawsze?) związany.

W ostatnim dwudziestoleciu poza dwiema wojnami światowymi, które przyniosły ze sobą ogromne barbarzyńskie zniszczenia, ludzkość otrzymała do dyspozycji również doniosłe osiągnięcia nauki i techniki w dziedzinie lotnictwa, telewizji, układów scalonych, komputeryzacji, lotów kosmicznych i telekomunikacji komórkowej.
Informacja z dnia 14.01.2005. Przed siedmioma laty była wysłana kosmiczna sonda Cassini (ma w tym udział 17 krajów) do planety Saturn odległej od nas 1,5 miliarda km. Próbnik tej sondy będzie lądował na jednym z księżyców Saturna - Tytanie, posiadającym własną atmosferę. Koszt wyprawy jest ogromny, wynosi 3 miliardy dolarów, ale to jest prawie nic w porównaniu z kosztami poniesionymi przez Stany Zjednoczone w wojnie z Irakiem. Jest to zaledwie 1,5% kosztów wojny, które w tamtym czasie wynosiły 200 miliardów dolarów (a obecnie 600). Wkrótce się dowiemy, jaki będzie efekt tej międzyplanetarnej misji.

Żeby człowiek widział sens własnego życia, musi móc robić to, co daje mu zadowolenie, sprawia przyjemność lub to, czego inni potrzebują, czego inni nie potrafią, a uogólniając zagadnienie, robić to, na co jest społeczne zapotrzebowanie. Wtedy będzie miał nie tylko osobistą satysfakcję z dobrze spełnionego obowiązku, ale będzie przez to wnosił swój wkład do skarbnicy dorobku ogólnospołecznego. Takie jego działanie będzie niewątpliwie stanowić też dobrą bazę, proporcjonalną do jego osobistego wkładu, dającą utrzymanie jemu i jego rodzinie.

Uważam, że takie właśnie działanie człowieka, polegające na prawidłowym i maksymalnym wykorzystaniu ludzkiego umysłu, tego największego dobra, jakim obdarzyła nas Natura, jest celem i zadaniem nadrzędnym, któremu oprócz innych zadań, winno być podporządkowane całe ludzkie życie.
Oczywiste jest, że każdy człowiek ma swój określony talent i wiedzę, jaką mógł zdobyć w czasie lat swojej nauki. Dlatego każdy powinien z siebie dawać tyle na ile go stać i otrzymywać w zamian odpowiednio tyle, ile warta jest jego użyteczna działalność. Oprócz innego dorobku, powinien zadbać, aby po sobie zostawić zdrowe i dobrze wychowane potomstwo, które nie będzie ciężarem dla społeczeństwa, a on sam nie będzie musiał się jego wstydzić. Jednym słowem powinien pozostawić po sobie ślad godny zapamiętania przez potomnych.