niedziela, 28 grudnia 2008

Walonki



25.12.08 w wiadomościach programu pierwszego TVP poinformowano, że w Moskwie powstał pomnik walonka. Wspomniano również o Syberii i o tym, że tam bez walonków nie da się przeżyć. To prawda.
TV przedstawiła pomnik walonka, jako zwykłą i nieco dziwną wiadomość. Przy okazji pokazano pełne półki walonków w sklepach i na straganach. Towarzyszyła temu pokazowi nasza reporterka pani Barbara Włodarczyk.
Osobiście widzę to zupełnie inaczej. Pomnik walonka to wielki symbol, to hołd oddany trudowi ludzi wytwarzających te walonki, bez których życie na Syberii byłoby rzeczywiście niemożliwe i niemożliwe byłoby wydzieranie Naturze jej olbrzymich bogactw naturalnych tam się znajdujących.

Pokazywane w sklepie walonki jakoś mnie nie zachwyciły, bo ich wygląd był dosyć prymitywny.
W dawnych moich czasach syberyjskich sam zajmowałem się produkcją walonków. Nieskromnie dodam, że zostałem majstrem w tym zawodzie w wieku szesnastu lat, a moim mistrzem był wybitny specjalista Piotr Aleksiejewicz Machorin, który pochodził z Wiatki, a na Syberię przyjechał jeszcze w czasach carskich.

Ponieważ znam się na tym rzemiośle, więc postanowiłem dopisać nieco więcej informacji dla tych, co ich ten temat będzie interesował. Chociaż mam wątpliwości czy tacy się znajdą, bo nasz klimat nie nadaje się do noszenia tego rodzaju obuwia. Może zainteresować jedynie te osoby, które mają zamiar wybrać się na któryś z biegunów względnie na Alaskę lub do Kanady itp. O Syberii nie wspominam, bo ten region jest nam całkowicie politycznie obrzydzony, więc dobrowolnie nikt tam nie pojedzie, a tym bardziej zimą. A jest to kraj piękny i szczodrze obdarzony przez Naturę. Jedynie nie tak mrozy w zimie, jak krwiopijcze komary i włażące nawet do nosa i uszu meszki w lecie, mogą życie całkowicie obrzydzić nie tylko człowiekowi, ale także zwierzętom. Za to Sybiracy są narodem bardzo przyjaznym i wyjątkowo gościnnym. Ale o tym może innym razem.

Są dwa sposoby wytwarzania walonków: rzemieślniczy (kustarnyj) i fabryczny.
Wyrób w wykonaniu rzemieślniczym jest bardziej estetyczny i ma lepsze walory użyteczne pod względem utrzymywania ciepła.
Syberyjskie walonki czyli "pimy", wytwarzane sposobem rzemieślniczym znacznie różnią się kształtem od pokazanych w TV - są ładniejsze. Rzemieślnik je wytwarzający nazywa się "pimokat". Wytwarzanie walonków składa się z dwóch faz. Z lekkiej fazy - suchej i ciężkiej fazy - mokrej.
Rozróżnia się cztery podstawowe wielkości walonków ze względu na średnio zużywaną ilość gręplowanej wełny na ich wyprodukowanie. Męska para - 5 funtów, damska - 4 funty, młodzieżowa - 3 funty, a dziecięca - 2 funty. W praktyce bywają czasem dość duże odchylenia, np. męską parę można wykonać z 2,5 funtów wełny (tak zwane "cziosanki"). (1funt = 0,4 kg). Jednak jest to wykonanie znacznie trudniejsze, szczególnie w pierwszej fazie suchej, czyli w przygotowaniu tak zwanej "zagotówki".

Najważniejszym i najtrudniejszym zagadnieniem jest takie uformowanie zagotówki, aby podeszwa, obcas i zatylnik był odpowiednio grubszy od całości, a przejście z jednej grubości na drugą było odpowiednio płynne. Ponadto grubość cholewki też musi być odpowiednio płynnie stopniowana. Najtrudniejsze w tym jest to, że pomiaru wymienionych grubości dokonuje się w "ciemno", tylko przy pomocy dotyku, a dobre czucie w palcach uzyskuje się na drodze długich ćwiczeń. Wielkość zagotówki zależy od jakości wełny i jest dwa razy większa od wyrobu. Rozróżnia się wełnę zimową i letnią (to znaczy ze strzyży wiosennej i jesiennej). Jakość wełny ocenia się przy pomocy węchu, dotyku i próby filcowania w dłoniach. Czas potrzebny na wykonanie jednej pary walonków to średnio 12 godzin, zależnie od ich wielkości.
Wyrób walonków na Syberii był najwyżej cenionym i najlepiej opłacanym, ale również najcięższym zawodem. Jeżeli "pajok" każdej osoby pracującej wynosił 400 gramów chleba, to pimokaci otrzymywali - 800 gramów. Mieliśmy jeszcze jeden dodatkowy przywilej. Nie obowiązywała nas dyscyplina pracy. Mieliśmy pod tym względem swój własny system.
Poza tym za wykonanie od czasu do czasu tak zwanej “lewej” pary walonków poza formalną ewidencją, można było otrzymać jeden pud (16 kg) pszenicy lub 1kg topionego masła, względnie 2,5 litra samogonu.(Były tam w użyciu takie duże 2,5 litrowe butelki).

Przy tej okazji przedstawię jeden z trudniejszych dni związanych z moim zawodem pimokata. Wykonywałem parę walonków wzorcowych, coś w rodzaju pracy dyplomowej. Tak się tym przejąłem, że musiałem nieco dłużej pozostać w pracowni. Obmacywałem każdą zagotówkę ze wszystkich stron po kilka razy nim nabrałem przekonania, że właściwie już nic więcej nie ma do poprawienia. Uwiązałem obie zagotówki na sznurku i zatopiłem w beczce w wodnym roztworze kwasu siarkowego.
Ponieważ już mocno się ściemniło, więc uznałem, że nie warto iść do domu. Rozłożyłem swój kożuszek na stole, położyłem się na nim i zasnąłem. W nocy o godzinie trzeciej przyszli pracownicy, nagrzali wodę w kotle i mnie obudzili. Wydawało się, że dopiero zasnąłem, a już trzeba było wstawać i brać się za następną (mokrą) fazę obróbki. Wszystko przebiegało bardzo dobrze. Użyta wełna była dobrej jakości, więc mogłem skończyć robotę w ciągu czterech godzin. Pracowałem jednak dalej do pełnych pięciu. Walonki tak się zmniejszyły, że prawie pół godziny musiałem się męczyć nim zdołałem nabić je na kopyta (prawidła).

Nareszcie koniec, obmyłem się, nałożyłem koszulę i chciałem się ubrać, a tu powstał problem. Gdzie mój kożuszek? Przecież wczoraj go miałem, potem spałem na nim, a teraz nigdzie go nie ma. Przejrzeliśmy wszystkie półki. Znalazł się. Był złożony w kostkę włosiem na zewnątrz, owinięty był w płótno i leżał na półce. Dopiero teraz wszystko sobie przypomniałem, jak we śnie pracowałem nad walonkami. Nic mi nie wychodziło, wełna mi się rozłaziła i nic nie mogłem poradzić. Wreszcie okropnie zmęczony zawinąłem tę rozlazłą wełnę w płótno i położyłem na półkę. Było teraz jasne, że to wcale nie był zwyczajny sen. To był senny koszmar powstały na skutek psychicznego przemęczenia. Zamiast spać, to chyba w półśnie, przez prawie całą noc "maglowałem" swój kożuszek. Po wysłuchaniu mojego opowiadania zaproponowano, abym tego dnia do pracy już nie przychodził tylko do jutra dobrze się wyspał i przestał tak bardzo się przejmować pracą. Zaniosłem walonki do suszenia w piecu i zrobiłem sobie wolne do jutra rana. Rano walonki były już wysuszone. Powierzchnia walonków po wysuszeniu jest kosmata i ostatnia operacja polega na usunięciu tego owłosienia. Gdy są wykonane z czarnej wełny to wystarczy powierzchnię spryskać naftą i podpalić. Włoski się opalą i powierzchnia jest gładka. Natomiast gdy są wykonane z wełny białej, to trzeba je czyścić pumeksem i to trwa w przybliżeniu pięć razy dłużej. Moje były białe. Po oczyszczeniu wyjąłem kopyta, a długość cholewek wyrównałem przez obcięcie.

Zaczęło się oglądanie i ocenianie. Piotr Aleksiejewicz, największy w tym zakresie autorytet powiedział: “są tak dobrze zrobione, że nawet ja bym lepiej nie potrafił, od dzisiaj jesteś majstrem”. Na koniec dodał, że sam został majstrem dopiero po pięciu latach pracy. To doniosłe wydarzenie uczciliśmy wodą kolońską, której akurat mieliśmy w zapasie pół litra, jak się mówi na wszelki wypadek. Na Syberii woda kolońska nie była sprzedawana w małych opakowaniach w drogeriach, lecz jak na tak potężny kraj przystało, w normalnych sklepach i w półlitrowych butelkach. (Odiekołon rozcieńczony w wodzie ma barwę mleka).

Był to mój, jakby zawodowy chrzest bojowy i związane z nim przeżycie. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Jednak z okazji postawienia w Moskwie pomnika walonka, jako były pimokat musiałem ten artykuł napisać dla uczczenia tak doniosłego wydarzenia - szczególnie dla Sybiraków. Zaliczam się do nich, bo nie tylko ja, ale i mój (po kądzieli) pradziadek z dziadkiem też spędzili na Syberii dwadzieścia lat swego życia.

wtorek, 9 grudnia 2008

Zależności i ich skutki

To jest bardzo trudny temat, bo dotyczy nas samych i tych, co przyjdą po nas. Będzie tu mowa o rzeczach trudnych i nawet nieprzyjemnych, o zagadnieniach nie zawsze popularnych. Jednak o tym wszystkim trzeba mówić, szczególnie wtedy, gdy to może rzutować na naszą przyszłość, na jakość naszego życia i jak już wspomniałem, na tych, co przyjdą po nas.

W toastach wznoszonych przy okazjach świąt i przy różnych uroczystościach rodzinnych, często przewijają się tego rodzaju życzenia, „abyśmy zdrowi byli, żeby się nam długo żyło i żeby dobrze nam się powodziło”. Takich i podobnych życzeń ludzie składają sobie w życiu tysiące. Dobre życzenie przyjemnie jest usłyszeć, a tym bardziej cieszyć się z jego spełnienia. Tylko kłopot w tym, że życzenia rzadko się spełniają, jeżeli nie są poparte konkretnym działaniem wspierającym. O tym nie wolno zapominać.

Ludzie różnie do zagadnień życia podchodzą. Jedni mówią, że wszystko jest w rękach Boga. Inni mówią odwrotnie, swoje sprawy bierzmy w swoje ręce, nic o nas bez nas itp. Jeżeli mają rację ci, co mówią: każdy człowiek ma takie życie na jakie zasługuje, to od siebie dodam, i również ma takiego Boga na jakiego zasługuje. Jednemu Bóg błogosławi i całe jego życie, jak po maśle upływa w dostatku, na drugiego, co przez całe życie ma ciągłe kłopoty i żyje w nędzy, Bóg nawet nie chce spojrzeć, choć go usilnie o to prosi.

Nie mnie rozstrzygać kto tu ma rację, bo zagadnienie jest bardzo szerokie i bardziej skomplikowane, niż się komu może wydawać. Życie, jak wiadomo dają nam rodzice. Wprawdzie dożyliśmy już czasów, kiedy życie można otrzymać również z próbówki, można również życie klonować, ale jest to osobne zagadnienie i tak poważne, że nie mnie się z nim mierzyć i dlatego w moich rozważaniach zostanie ono całkowicie pominięte.

Rodzice dając potomstwu życie, przekazują mu również swoje genetyczne cechy nie zawsze pozytywne, jak również mogą przekazać dziedziczne skłonności do pewnych chorób i nieprawidłowości. Dziecko urodzone z pewnymi ułomnościami, wolałoby się nie narodzić, niż potem męczyć się przez całe życie, ale ono na to żadnego wpływu nie miało. Cała odpowiedzialność za decyzję poczęcia spoczywa na rodzicach i świadomość tego oraz odpowiedzialność powinna im towarzyszyć w czasie późniejszego wychowywania dziecka i jego utrzymywania. Żeby do takich przypadków nie dochodziło, albo żeby były one przynajmniej do pewnego stopnia ograniczone, każda rodzina powinna znać korzenie swojego rodu i dokładnie wiedzieć czym się charakteryzowali przodkowie. Powinna poznać korzenie rodu, to znaczy zbudować swoje drzewo genealogiczne.

Charakterystyka przodków powinna być brana pod uwagę przy kojarzeniu przyszłych par małżeńskich. Przed zawarciem związku małżeńskiego, oprócz innych wymogów, powinny być wymagane również obowiązkowe badania lekarskie. Wtedy może się okazać, że niektóre małżeństwa z określonych powodów nie powinny wydawać potomstwa, w drastyczniejszych przypadkach powinno być to nawet prawnie zakazane. Tego powinna wymagać tak zwana wyższa racja stanu. Przecież później koszt utrzymania tego niezdolnego do samodzielnego życia potomstwa, będzie musiał spaść na barki całego społeczeństwa, a można tu jeszcze zadać pytanie, w imię czego tak musi być?

Wiadomo, że byle jakie życie potrafi dać każdy nawet dureń, ale trzeba przedtem pomyśleć, kto później będzie to potomstwo wychowywał i jaki będzie tego efekt końcowy. Często nawet w zdrowych rodzinach zdarza się, że z różnych powodów, płód bywa krótko mówiąc ułomny, co łatwo można stwierdzić przy dzisiejszym stanie wiedzy medycznej, wtedy nie powinno być żadnej wątpliwości, co do konieczności usunięcia takiego płodu. Pod tym względem mamy z przeszłości bardzo drastyczne przykłady. Spartanie każde nowo narodzone dziecko dokładnie oglądali i w przypadku widocznych odchyleń od normy, dziecko było rzucane w przepaść. Takie było przez nich ustanowione prawo. Dzisiaj do takich praktyk na szczęście nikt nie musi sięgać, bo osiągnięcia współczesnej medycyny pozwalają rozpoznawać wszelkie odchylenia od normy już we wczesnym stadium płodowym.

Rozumiem, że w wielu rodzinach powstaną różne wątpliwości, każdy człowiek może mieć przecież na powyższy temat jakiś swój punkt widzenia, a tym bardziej kiedy dane zagadnienie może dotyczyć jego samego. Mogą też nasuwać się wątpliwości natury religijnej. Przykazanie boskie mówi nie zabijaj. Nie zabijaj, to znaczy nie rób tego ze swoich egoistycznych pobudek, nie rób tego bezmyślnie lub dla osiągnięcia własnych korzyści. Natomiast zapełnianie Ziemi niedorozwiniętymi, kalekimi dziećmi, zrodzonymi przez rodziców, których pewne organy w sposób dziedziczny uległy zdegenerowaniu, wcale nie musi być Bogu miłe. Przecież Bóg jest najwyższą doskonałością i człowieka stworzył na takie właśnie swoje podobieństwo.

Mamy na to biblijne przykłady, kiedy ludzie mocno się upodlili, a wiadomo że ludzie już ze swej natury mają do tego skłonności, i ich wizerunek zbyt mocno zaczął się różnić od pierwotnego wizerunku Boga, wtedy Bóg zesłał potop i zniszczył nie tylko całą ludzkość, ale również wszystko, co tylko na Ziemi żyło. W czasie późniejszym, gdy wśród mieszkańców Sodomy i Gomory nastąpiło łamanie prawa, rozwiązłość seksualna i powszechne zepsucie, wtedy Bóg zesłał na nich ogień i oba miasta zniszczył doszczętnie. Inaczej mówiąc Bóg zabijał, bo taka była wyższa konieczność. Bóg lubuje się w tym. co piękne i zdrowe. Tak mówi o tym Biblia.
5 Moj. 17:1
„Nie będziesz ofiarował Panu, Bogu swemu, cielca ani owcy, na których jest wada, jakikolwiek brak, gdyż jest to obrzydliwością dla Pana, Boga twego”. (BW)
Bóg żądał, aby składane na ofiarę zwierzęta były najwyższej jakości, nie nosiły na sobie znamion jakichkolwiek wad wrodzonych czy nabytych. Wszystkie musiały być zdrowe i piękne, takie jakimi je Bóg stworzył. Bóg dał również inne prawo, w którym wprost nakazuje zgodnie z nim postępować.
Rodz 9:6
„[Jeśli] kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga”. (BT)

Tymczasem człowiek w swoim zadufaniu, będąc ustawodawcą jakby chciał powiedzieć, Boże jestem lepszy od ciebie, Ty karzesz śmiercią, a ja tę karę śmierci znoszę. Może to zwykła asekuracja, może ustawodawca wiedząc, że jak inni ludzie, jest człowiekiem ułomnym, zabezpiecza się by sam kiedyś nie został zgładzony. W takim razie narodzie sam tego chciałeś, przecież wybrałeś takich swoich przedstawicieli, jakich chciałeś. Zatem słuszne jest twierdzenie, że masz taką władzę na jaką zasługujesz.

Jeżeli profesor prawa twierdzi, że nie wolno karać śmiercią, bo życie jest najwyższym dobrem człowieka, to chyba nie rozumie, co mówi, bo przecież zbrodniarz mordując człowieka, pozbawił go tego najwyższego dobra i za to profesor jakby w nagrodę chce zbrodniarzowi zapewnić dożywotnie beztroskie utrzymanie na koszt społeczeństwa (aud. program I PR 30.01.2001), tego społeczeństwa, które w tym czasie musi głodować z powodu braku pracy. Miliony bezrobotnych głodują, aby między innymi móc utrzymać przy życiu zbrodniarza, który zamordował człowieka. To nie prawo, to szczyt głupoty wybrańców ludu wyrażony w ustawie. Stąd ta nasza zagmatwana rzeczywistość. Zbrodniarz mordujący z premedytacją, bywa nawet wypuszczany z więzienia na przepustki. W tym czasie dokonuje dalszych gwałtów i morderstw. Potem odpowiednie służby bawią się w jego poszukiwanie, a cały naród musi pokrywać koszty tej bezmyślności.

Spróbujmy zastanowić się nad takim przykładem. Młody mężczyzna zostaje wcielony do wojska. Służenie ojczyźnie i obrona narodu w razie zagrożenia, do oddania życia włącznie, to jego święty obowiązek, a zarazem zaszczyt. Jest do tego odpowiednio szkolony. Za dobrą służbę w czasie jej trwania może otrzymywać przepustki i urlopy. Na wyżywienie żołnierza ustalana jest określona stawka.
A teraz inny przykład. Każdy przestępca, który złamał prawo lub będący nawet mordercą, zostaje złapany, osądzony i osadzony w więzieniu. Według tego, co pokazują media, siedzi w celi, ogląda telewizję, może nawet studiować. Też jak żołnierz za dobre sprawowanie otrzymuje przepustki, podczas których dokonuje dalszych przestępstw. O zgrozo! Odsiaduje karę za przestępstwo i otrzymuje przepustki, jak żołnierz za dobre sprawowanie. Jak się to wszystko ma do siebie, szczególnie gdy porównamy wojsko z więzieniem? Stawkę żywieniową więzień ma nawet wyższą od stawki żołnierza.

Wszystko to odbywa się pod czujnym okiem obrońców praw człowieka. Dlaczego więzień nie pracuje, nie zarabia na pokrycie kosztów jego pobytu w więzieniu, nie zarabia na utrzymanie swojej rodziny, dlaczego nie zarabia na zadośćuczynienie dla ludzi przez niego pokrzywdzonych? Obrońcy takiego stanu powiedzą, że nie ma dla więźniów pracy, bo jest w kraju bezrobocie. Wśród innych pokutują jeszcze hasła socjalistyczne, że pracą nie można nikogo karać, bo praca jest zaszczytem. To już nic innego, jak tylko szczyt głupoty i hipokryzji. Praca może być jednym i drugim, ale nie każda praca, nie dla wszystkich i nie w każdych warunkach. Są również ludzie, dla których praca jest nawet hańbą. Oni wolą żyć na koszt społeczeństwa.

W takim razie w czasie, gdy jest bezrobocie, kiedy miliony porządnych ludzi nie mogą pracować aby utrzymać swoje rodziny, to w imię czego podatnicy i całe społeczeństwo musi dodatkowo utrzymywać zbrodniarza osadzonego na dożywocie, którego zresztą po 20 latach zwalniają warunkowo i on po wyjściu dalej robi to samo, za co był osadzony. Czy utrzymywanie zbrodniarza jest ważniejsze od stworzenia warunków do pracy i życia dla porządnych i uczciwych obywateli?

Miliony ludzi są w stanie ciągłego stresu w obawie o własne mienie i życie. Ale obrońcy praw człowieka tego nie widzą, oni z uporem bronią złodziei, bandytów i zbrodniarzy, aby się im nie daj Boże nie stała krzywda. Bo jak inaczej można interpretować zniesienie kary śmierci, wyposażanie cel więziennych w telewizory, wydawanie więźniom przepustek, utworzenie w więzieniu izb intymnych spotkań i podobnych udogodnień?
Stawiane tutaj pytania są w zasadzie chyba zbyteczne. Wszystko wynika z istniejącego prawa, a prawo mamy takie, na jakie zasługujemy.

wtorek, 2 grudnia 2008

Głębia świadomości

Zajrzyjmy w głąb naszej świadomości, w głąb tego ośrodka gdzie ona powstaje, gdzie się odbywa proces decyzyjny dotyczący wszystkich, tych wielkich i nawet tych najmniejszych problemów naszego ciała i naszej duszy. Gdy już tam przenikniemy i potrafimy dobrze się wsłuchać, to być może będziemy w stanie usłyszeć nawet głos naszego Stwórcy. Usłyszymy coś, co wcale nie będzie dla nas brzmiało przyjemnie.
Człowieku, powie Stwórca, stworzyłem cię na moje podobieństwo. Dałem ci w użytkowanie Ziemię i wszystko, co się na niej znajduje, abyś mądrze z tego korzystał. Dałem ci również wolną wolę, abyś czuł się wolny, niczym nie skrępowany, jako stworzenie specjalnie wyróżnione pośród innych stworzeń. Skoro więc jesteś podobny do mnie, to twoja wolna wola jestjednocześnie moją wolą. Miałeś mnie i swego bliźniego czcić i szanować tak, jak siebie samego. Miałeś nie łamać praw przyrody.
A co ty człowieku zrobiłeś z tym wszystkim, co ci dałem przecież nie na zawsze, ale tylko w doczesne użytkowanie? Stałeś się krnąbrny, zarozumiały, a niekiedy nawet podły. Siejesz dokoła siebie krzywdę i zniszczenie w imię jakichś wyższych celów. Miałeś nie mieć nikogo przede mną. Zastanów się czy dalej zasługujesz, aby być stworzeniem wyróżnionym do zarządzania tak wielkimi dobrami znajdującymi się na Ziemi?

Jesteś odpowiedzialny za wszystkie spustoszenia dokonane w przyrodzie, za jej zaśmiecenie, za zatrutą ziemię, wodę i powietrze, za skażenia nuklearne i jego skutki oraz inne klęski powstające z twojej przyczyny. Nie zwalaj wszystkiego, co złe na mnie, mówiąc, Bóg tak chciał, to dopust boży. Przecież to ja dałem ci rozum i wolną wolę, więc korzystając z nich, robisz wszystko na własny rachunek i tylko na swoją odpowiedzialność. Miej więc odwagę się przyznać do tego, co robisz źle. Niech wszyscy wiedzą komu rzeczywiście zawdzięczają to zło, które ich spotyka. Niech nie będą bierni, niech wreszcie zaczną rozliczać, niech przestaną się mną wyręczać mówiąc, Boże, patrzysz na to i nie grzmisz. Ja nie mogę spełniać milionów sprzecznych ze sobą próśb tylko dlatego, że proszący z powodu swego nieuctwa lub lenistwa chcą się mną wyręczać.

Zatem uważaj człowieku, abyś zniewalając innych, w przyszłości sam nie stał się niewolnikiem tego, co zacząłeś tworzyć w imię tych twoich tak zwanych wyższych racji. Puszysz się człowieku, jak indor do czasu, póki sam nie dostaniesz po łbie. Wtedy zwykle załamujesz ręce, szukasz mnie i wołasz, Boże przebacz mi. Nie musisz mnie szukać, jeżeli dobrze się przyjrzysz, to znajdziesz mnie w swoim bliźnim, którego skrzywdziłeś, a może nawet zniszczyłeś. Nie oczekuj zatem ode mnie przebaczenia, dopóki nie otrzymasz go od swego bliźniego, bo on czeka na naprawienie krzywdy, a jego wola jest także moją wolą. Przecież w nim mnie odnalazłeś, prawda? Zastanów się nad tym i wszystko dobrze przemyśl.

Tak dużo złego zrobiłeś na Ziemi, że mógłbym cię za karę zetrzeć w proch, ale nie zrobię tego, bo musiałbym wtedy zniszczyć również siebie. Przecież jesteś podobny do mnie, a wolna wola, którą posiadasz jest jednocześnie moją wolą. Musisz zatem wiedzieć, co to znaczy, przecież chyba masz jeszcze w głowie na tyle rozumu. Pamiętaj, ja ciebie nie zniszczę. Ty sam siebie zniszczysz, jeżeli dalej tak uporczywie będziesz podcinać gałąź, na której siedzisz. Wtedy razem z tobą zginie wszystko i nic na Ziemi nie pozostanie. Co do tego nie miej żadnych złudzeń. Wtedy nie będziesz mógł mieć już żadnej nadziei na cokolwiek......, przecież musisz wiedzieć, że nadzieja też zginie razem z tobą.