niedziela, 2 grudnia 2018

Kto nami rządzi?


Słowo wstępu
Ten artykuł w swoim czasie był publikowany w Interii 360, (jej już nie ma, zlikwidowana). Ponieważ zbliżają się wybory do Parlamentu UE, a artykuł nic nie stracił na znaczeniu, więc go umieszczam bez zmian w moim blogu.

Nasi politycy w swoich oficjalnych wystąpieniach nie zwracają się do narodu, do społeczeństwa polskiego, tylko do Polaków, jakby sami pochodzili z zaświatów, z innej planety, jakby nie byli obywatelami, tylko właścicielami Polski.
Politycy w większości zachowują się, jak wysłannicy z innej planety pragnący zaopiekować się nami, jakby narodem wybranym, a jednocześnie kłócą się i szarpią nawzajem, jak przy upolowanej zwierzynie.

W ostatnim czasie, a szczególnie przy okazji kampanii przedwyborczej kandydatów do parlamentu UE nasiliły się wśród tych kandydatów prośby skierowane właśnie do Polaków o głosowanie na nich, jako na tych, którzy w UE najlepiej potrafią zadbać o interesy Polaków. Tak, to nie jest żadne przejęzyczenie. Oni nie zwracają się do narodu, do społeczeństwa polskiego, z którego mam nadzieję sami się wywodzą, tylko do Polaków, jakby sami pochodzili z zaświatów, z innej planety, a nie z naszego kraju znad Wisły, jakby nie byli obywatelami naszej wspólnej Polski.

Na każdym kroku w przemówieniach naszych "dostojnych" polityków słyszymy: "my Polakom obiecaliśmy, Polacy od nas oczekują" itp. Tego typu odzywki trwają już od dawna. Politycy wprost prześcigają się w przypominaniu lub raczej w wypominaniu czego to przeciwnicy polityczni Polakom nie obiecywali i z czego dotychczas nie wywiązali się lub jak oni sami poświęcali się kiedy byli u władzy, byleby tylko Polakom dogodzić.
Czyżbym się mylił? Ale wciąż odnoszę wrażenie, że politycy przez cały czas w swoich oficjalnych wystąpieniach w mediach jakby podkreślali, że oni politycy to jedno, a drugie, to ta reszta, czyli Polacy, o których dobro oni gotowi są walczyć.
Niektórzy z nich oficjalnie przyznają się, że są przeciwnikami UE, ale do Unii kandydują tylko dlatego, że chcą walczyć o zwiększenie unijnych miliardów euro dla Polaków. Obiecują zdobycie takich samych dopłat dla rolników, jakie są w starej piętnastce. To jest tak, jakby unijne pieniądze spadały z nieba, jak biblijna manna. Niektórzy nawet twierdzą, że pieniądze unijne wcale nie są unijne tylko nasze polskie składki do budżetu unijnego. Jeżeli to jest prawda, to dlaczego Unia nam je wydziela i dyktuje, jak i komu mają być przydzielane?
Jak poza tym można być jednocześnie przeciwnikiem Unii i pchać się do jej parlamentu? To jest podobnie, jak wrogie sobie państwa, nawzajem umieszczają swoich szpiegów w newralgicznych placówkach u swoich przeciwników, z tą tylko różnicą, że nie robią tego jawnie.

Tacy kandydaci na eurodeputowanych mówią, że nie chcą wspólnej waluty, a chcą pozostać przy naszej krajowej walucie, przy złotówce, bo to gwarantuje nam większą suwerenność. O jakiej suwerenności tu mowa, kiedy polskie banki prawie w całości zostały już sprzedane w obce ręce zagranicznym właścicielom?

Co za hipokryzja! Oni o nic nie będą walczyć, oni sami nie wiedzą czego chcą. W UE widzą jedynie dobrze napełniony żłób dla siebie i wszelkimi sposobami do niego dążą. Gdyby tak nie było, to by nie wypominali, że "czerwona dama", (jak ją nazywają), w ubiegłej kadencji zarobiła w unijnym parlamencie 1400000 euro. Wynika z tego, że oni też do tego dążą i każdemu z nich tylko o to chodzi.

Piszę o tym, bo jestem Polakiem i nie podoba mi się to wszystko. Nie podoba mi się i nie jest to przypadek odosobniony, że z ust prominentnych polityków w czasie oficjalnych wystąpień ciągle słyszymy podobne wypowiedzi, jak na przykład: „Polacy tego od nas oczekują”, „Polacy na nas liczą”, „ nie możemy zawieść Polaków”, itp. Dlaczego nasi politycy nie używają na przykład takich określeń, jak: nasze społeczeństwo, nasi obywatele, nasi wyborcy itd.? Przecież nie wszyscy obywatele III RP są narodowości polskiej i mogą nawet poczuć się, jakby byli dyskryminowani w Polsce, bo politycy nie zwracają się do wszystkich obywateli, tylko do jednej narodowości, do Polaków. Nawet taka wypowiedź w sejmie w 2006 roku jednego z prominentnych polityków, jak „…. dotyczy to Polaków i nas z Platformy Obywatelskiej”, niewątpliwie może przywoływać dwuznaczne skojarzenia. Ale to w zasadzie nic dziwnego, bo czego można oczekiwać od polityka, który na konferencji samorządowej między innymi powiedział z wielkim przekonaniem. „Musimy wygrać walkę o drugą solidarność, walkę o samorządność. Walczcie i wygrywajcie, a ja będę trzymał za was kciuki”.

Powszechnie znane jest u nas powiedzenie, że wiara góry przenosi. Taką chyba nadzieję mieli nasi parlamentarzyści, nasi politycy, gdy zamiast ustanawiać dobre prawo i uchwalać ustawy sprzyjające gospodarczemu rozwojowi kraju, to w czasie długotrwałej suszy w latach ubiegłych, podczas przerwy w obradach zainicjowali w swojej parlamentarnej kaplicy modły o deszcz, na wzór modłów odbywających się w kościołach. Czyżby nasi kandydaci na eurodeputowanych taką tradycję chcieli upowszechnić również w parlamencie unijnym?
Będę nieskromny i odnośnie nadziei podam moją własną definicję. (Nadzieja to niczym nie uzasadniona wiara w spełnienie marzeń, Cz. S.)

Kto opisanych zdarzeń nie pamięta, bo zapomniał, niech sobie przypomni, albo zapyta tych, co pamiętają. Osobiście również nigdy nie zapomnę głupiego hasła "im gorzej, tym lepiej". W jakiej zakutej głowie mogło się coś takiego zrodzić? Przecież taka logika, to absurd, nie do pomyślenia! Ale niestety, to są fakty.

Moje wzburzenie wynika z tego przedwyborczego bajdurzenia, z tego skomlenia o głosowanie na ludzi, którzy na to zupełnie nie zasługują, bo nawet nie potrafią w odpowiedni sposób zwrócić się do obywateli RP, a zwracając się (do Polaków), robią to tak, jakby byli kimś ponad narodem. Robią to tak, jakby to robiły władze postronnych państw, gdyby zwracały się do Polaków mieszkających na ich terytoriach. To właśnie mnie najbardziej oburza. To mi przypomina incydent syberyjski, kiedy głupi przewodniczący kołchozu w czasie żniw próbował mnie upokorzyć wypominając przy tym, że jestem Polakiem.

Wiem, że to moje pisanie niczego nie zmieni, wiem również, że mimo istnienia u nas wolności słowa, żadna redakcja nie zechciałaby tego opublikować na swoich łamach. Jedynie w Interii 360 jest to możliwe. Dlatego tutaj moje wynurzenia umieściłem. Jestem pewien, że artykułu nie przeczytają ci, do których jest skierowany i oni się nie zmienią. Jeżeli zatem nic się nie da zrobić, to niech ten artykuł będzie przynajmniej tym przysłowiowym "karawanowym szczekaniem".
Czesław Suchcicki

środa, 20 czerwca 2018

Co zrobić, żeby nadążyć?

Chodzi o to, że mamy już XXI wiek i ogromny skok w rozwoju ludzkości pod względem nauki i techniki, ale rozwój intelektualny szerokich mas społeczeństwa za tym chyba nie nadąża, bo ponad ćwierć miliarda dzieci na świecie nie uczęszcza do szkoły, a programy szkolne też nie nadążają za tak szybkim rozwojem i stawianymi przed ludzkością nowymi wymaganiami. Jednym słowem programy są przestarzałe i nie przygotowują ucznia do życia w nowych warunkach stwarzanych przez ten światowy postęp. Dowód na to będziemy mieli, gdy poczytamy komentarze napisane przez czytelników artykułów zamieszczanych w internecie. Otóż duża część czytelników nie umie czytać ze zrozumieniem i nie potrafi swoich myśli wyrazić na piśmie w sposób językowo poprawny i zrozumiały dla kogoś, kto te zapisane myśli odczytuje.

To dotyczy nie tylko szerokich mas społecznych, ale nawet ich elit. Oto przykład.
Do Departamentu Podręczników, Programów i Innowacji Ministerstwa Edukacji Narodowej wysłałem (19.03.2018) list następującej treści:

Szanowna Pani Dyrektor!

To, co chcę zaproponować jest swego rodzaju innowacją, dlatego spodziewam się, że trafiłem pod właściwy adres. Wiemy jaka jest u nas sytuacja w zakresie czytelnictwa, czytania ze zrozumieniem, nie mówiąc już o komentarzach pisanych pod artykułami publikowanymi w internecie. To wprost zgroza! Problemy te wynikają w zasadzie z tego, że uczniowie w większości naukę szkolną traktują, jako przymus, a to już jest w naturze ludzkiej, że nie znosi ona przymusu. Wiem coś na ten temat, bo z edukacją w szkolnictwie średnim miałem do czynienia przez 30 lat ubiegłego wieku. Otrzymałem nawet od Ministra nagrodę II stopnia, ale jak na moje 90 lat, to są już dawne dzieje.
W związku z tym chcę zaproponować eksperyment polegający na tym, że uczniowie bez żadnego przymusu, z własnej woli i z chęcią będą szukać informacji, czytać, pisać, konsultować, analizować i doskonalić napisany tekst. Taką propozycją jest tworzenie Księgi Rodu, a pomocą w tym będzie broszurka pt. „Poznaj korzenie swojego rodu”. Osobiście napisałem takie dwie księgi rodów i wiem, jak to bardzo wciąga.
Inicjatywa tego przedsięwzięcia powinna wyjść z Ministerstwa Edukacji, jako propozycja do realizowania w szkołach pod patronatem Komitetów Rodzicielskich w ramach zajęć pozalekcyjnych, ale tylko jako propozycja i tylko dla uczniów zainteresowanych tym problemem. Za ich przykładem pójdzie reszta uczniów. Będzie to wpojony uczniom dyskretny zalążek inicjatywy, która z czasem będzie mogła się rozwijać w szereg następnych inicjatyw w już dorosłym życiu obecnych jeszcze uczniów.

Broszurka w zasadzie powinna być odpłatna, bo trzeba pamiętać, że najbardziej ceni się to, co z wielkim trudem zostaje zdobyte. Uczniowie tworząc Księgę Rodu będą pracować z własnej nie przymuszonej woli, będą się przy tym bawić i jednocześnie w sposób pożyteczny rozładowywać nadmiar swojej energii, a po ukończeniu tworzenia Księgi, będą mogli szczycić się nie tylko swoim osiągnięciem, ale również uznaniem w rodzinie i nie tylko.

Jeżeli będzie zachodziła potrzeba dopingu, to można będzie organizować konkursy międzyklasowe, międzyszkolne, a nawet krajowe, na najlepszy tekst lub najciekawsze opracowanie Księgi Rodu. Jestem przekonany, że już w bliskiej przyszłości, eksperyment ten może przynieść pozytywne rezultaty, jako jeden z wielu możliwych sposobów w zakresie podnoszenia poziomu edukacji naszego narodu. W załączeniu broszurka „Poznaj korzenie swojego rodu”.

Pozostaję w oczekiwaniu na odpowiedź.
Z wyrazami szacunku Czesław Suchcicki

Na powyższy list 16 kwietnia 2018 r. Pismem DPPI-WPPiP.4012.15.2018.BS otrzymałem następującą odpowiedź:

Szanowny Panie,
bardzo dziękuję za przesłaną broszurę „Poznaj korzenie swojego rodu” wraz z propozycją przeprowadzenia zajęć pozalekcyjnych, podczas których uczniowie pracowaliby nad drzewem genealogicznym swojej rodziny. Zaangażowanie, z jakim podchodzi Pan do tematu, świadczy o prawdziwej pasji, z którą realizuje Pan swoje inicjatywy.
Przedstawiona koncepcja przeprowadzenia zajęć pozalekcyjnych podczas których uczniowie byliby zaangażowani w przygotowanie opracowania poświęconego swojej rodzinie jest niewątpliwie bardzo interesująca. Ponieważ - zgodnie z ustawą Karta nauczyciela, nauczyciel w realizacji programu nauczania ma prawo do stosowania takich metod nauczania i wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznawanych przez współczesne nauki pedagogiczne, oraz do wyboru spośród zatwierdzonych do użytku szkolnego podręczników i innych pomocy naukowych – przesłana do Ministerstwa Edukacji Narodowej propozycja – powinna trafić bezpośrednio do szkół i nauczycieli. Może Pan również wystąpić do organu prowadzącego daną szkołę.
Ministerstwo Edukacji Narodowo nie narzuca nauczycielom tematów projektów, które realizują oni wraz z uczniami zarówno na obowiązkowych, jak również na nieobowiązkowych zajęciach edukacyjnych.
Warto jednak zauważyć, że tematyka zajęć związanych z rodzinną genealogią jest już obecnie bardzo popularna w szkołach. Szkoły chętnie dokumentują na swoich stronach internetowych dzieła swoich uczniów. Dla przykładu informacja ze strony ww Szkoły Podstawowej w Piątnicy.
„Tradycyjnie jak co roku w ramach zajęć z historii uczniowie klasy IV pracowali nad przygotowaniem drzewa genealogicznego własnej rodziny. Z pomocą rodziców i dziadków gromadzili informacje na temat swoich przodków. Zbierali zdjęcia lub malowali portrety członków rodziny. Potem na dużym arkuszu brystolu lub styropianu rysowali drzewo genealogiczne. Gotowe prace prezentowali na lekcji historii. Najciekawsze, najlepiej wykonane drzewa można obejrzeć na wystawie zorganizowanej na szkolnym korytarzu.
Oprócz drzew genealogicznych dzieci tworzyły też własne, baśniowe wersje początków swojej rodziny. Najoryginalniejsze historie rodzinne wraz z rysunkami uczniów można podziwiać na gazetce szkolnej.”
http://spjeziorko42.szkolnastrona.pl/index.php?p=m&idg=zt,127,128
W Internecie można znaleźć bardzo dużo informacji o konkursach plastycznych i fotograficznych poświęconych drzewom genealogicznym.
Z poważaniem

Na powyższe do MEN-u wysłałem 20.4.2018 następujące oświadczenie:

Szanowna Pani!
Dziękuję za odpowiedź na list i za link podany do internetu, choć niezbyt dobrze rozumiem, co chciała Pani przez to powiedzieć.
Moja propozycja nie jest żadną moją "pasją", ani realizacją moich inicjatyw, jest to tylko mój pomysł, a inicjatywa realizacj pomysłu należy do MEN-u i szkół. Poza tym jest to moja troska o przyszłość naszego narodu. Decyzja jest w rękach MEN.

Mamy w kraju coraz więcej "matołów" nie potrafiących czytać ze zrozumieniem i wyrażać swoje myśli w sposób zrozumiały w formie pisanej. Wiadomo, że głupim narodem łatwiej się rządzi, ale przypuszczam, że nie jest zadaniem MEN-u, aby temu sprzyjać.
Rzeczywistość jest taka, że dorosła młodzież ucieka za granicę, a na jej miejsce przybywa nam coraz więcej obcokrajowców i będą chcieli nami rządzić. W mediach już jest to widoczne, jak oni próbują zabezpieczać swoje interesy narodowe. Jednak te informacje medialne też trzeba umieć czytać ze zrozumieniem.

Poza tym moja propozycja nie ma nic wspólnego z Kartą Nauczyciela i realizacją programów szkolnych. Jeżeli natomiast tak wszystko zależy od nauczuciela, to w takim razie po co i komu potrzebny jest MEN? Z jakiej racji ja mam do kogoś występować? To nie ja odpowiadam za edukację młodzieży, a tym samym za edukację narodu.

To, co proponuję nie ma nic wspólnego ze szkolnymi zajęciami pozalekcyjnymi, a powinno być realizowane pod patronatem Komitetów Rodzicielskich przez uczniów w ich domach rodzicielskich przy czynnym udziale rodziców. Powinno, ale nie musi tak być.

Dla ścisłości dodam, że ja proponuję tworzenie Księgi Rodu wg broszurki pt. "Poznaj korzenie swojego rodu", a nie proponuję malowania obrazków z wywieszanymi fotografiami rodzin na genealogicznym drzewie, o czym informuje mnie Pani w swojej odpowiedzi. To są dwa zupełnie różne zagadnienia.
Z poważaniem – Czesław Suchcicki

Na tym nasza korespondencja na zaproponowany przeze mnie temat się zakończyła. Wynika z niej, że czytać ze zrozumieniem nawet w Ministerstwie Edukacji Narodowej nie potrafią, a przedstawiona korespondencja jest niezbitym tego dowodem. Natomiast, co ja o tym wszystkim sądzę, wyraziłem w moim ostatnim wyżej przedstawionym liście wysłanym do MEN, który pozostał bez żadnego echa z tamtej strony.

piątek, 25 maja 2018

Informacja


Szanowni Internauci! Serdecznie wszystkich witam na moich blogach. Wiem, że moje blogi czytane są w wielu krajach całego świata. W sumie jest pięć blogów. Ciekaw jestem przez kogo są one czytane. Przez Polaków tam mieszkających, czy może przez rdzennych obywateli tych krajów? Bądźcie Państwo tacy uprzejmi i poinformujcie mnie o tym w komentarzach lub przekażcie telefonicznie względnie mailem. Podaję moje dane: Czesław Suchcicki ul. Piwowarska 2m2 54-066 Wrocław tel +48 692 915 657 e-mail: suchcickiczeslaw@interia.pl Dotychczas wydałem pięć książek, a szósta jest w druku. Egzemplarze obowiązkowe znajdują się w odnośnych bibliotekach. Jeżeli ktoś z Państwa będzie bliżej zainteresowany moją twórczością, to proszę kontaktować się ze mną w dowolny sposób na wyżej podany adres. Z poważaniem Czesław Suchcicki

czwartek, 22 marca 2018

Medialna bzdura

Często w naszych mediach spotykamy się z dzieleniem ludzi na wierzących i niewierzących. Takie rozumowanie jest całkowicie absurdalne. Nie ma ludzi niewierzących, wszyscy ludzie są wierzący.
Skoro mówimy o wierze, zachodzi potrzeba wyjaśnienia, co to jest wiara? Wyjaśnię to na przykładzie.
Jeżeli na świecie coś się wydarzy, to jedni ludzie mogą uważać to za prawdę, natomiast drudzy mogą uważać to za kłamstwo. Jeżeli przy tym jedni i drudzy nie mają żadnych dowodów na potwierdzenie tego na czym opierają swoje przekonanie, to wszystko wtedy polega wyłącznie na wierze. Jedni wierzą, że to prawda, a drudzy wierzą, że to kłamstwo, ale obie strony wierzą. Z tego wynika dowód, że wszyscy ludzie są wierzący, mimo że każdy z tych ludzi wierzy w co innego.
Zatem poprawny podział to wyznawcy i ateiści. Różnica między nimi polega na tym, że ateiści nie wierzą w to coś, w co wierzą wyznawcy, ale żeby nie wierzyć to też trzeba wierzyć, że się nie wierzy. Z tego wynika dowód, że ateiści też są ludźmi wierzącymi.

czwartek, 15 marca 2018

Kretyński sposób myślenia


Otwieram Facebooka i odczytuję zawsze te same pytanie, „Co słychać, Czesław?”
Zwykle na to pytanie nie odpowiadam, ale tym razem odpowiem.
Słychać źle, a nawet bardzo źle. Od instytucji, nie ważne jakiej, otrzymałem fakturę na sumę 22 groszy (zaległa niedopłata) i wypełniony blankiet na zapłatę tych 22 groszy.
Ciekawy sposób myślenia. Wspomniana instytucja chce otrzymać 22 grosze, a na samym pocztowym zawiadomieniu traci kilka złotych. Z mojej strony koszt przekazania tych 22 groszy też wyniesie kilka złotych.
Początkowo myślałem, że to jednostkowy incydent, ale okazało się, że mój sąsiad otrzymał podobne żądanie zapłacenia, ale tylko 3 groszy. Z tego wynika, że to nie jest incydent.
Wobec tego pytam. To ma być ta „Nasza Najjaśniejsza”? Przecież te nędzne grosze wystarczyło uwzględnić w następnej fakturze. Tym bardziej, że te faktury są wystawiane każdego miesiąca. Zatem, jaki kretyn wymyślił taki idiotyczny proceder? Kto mi na to odpowie?

niedziela, 11 lutego 2018

Wymiar sprawiedliwości

Ostatnio mamy w kraju wiele szumu związanego z wprowadzanymi zmianami w resorcie sprawiedliwości przez aktualnie rządzącą partię. Tym zajęła się nawet Unia Europejska strasząc Polskę karami za łamanie praworządności. Nie mnie rozstrzygać, która ze stron ma rację. To sprawa dla prawników i polityków. Natomiast ja w związku z zaistniałą sytuacją, pragnę tylko wyrazić mój osobisty pogląd na temat wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju.

Z prawem i wymiarem sprawiedliwości stykamy się już od Adama i Ewy czyli od samego początku zaistnienia.
1 Moj. 3:22-23
22. I rzekł Pan Bóg: Oto człowiek stał się taki jak my: zna dobro i zło. Byleby tylko nie wyciągnął teraz ręki swej i nie zerwał owocu także z drzewa życia, i nie zjadł, a potem żył na wieki!
23. Odprawił go więc Pan Bóg z ogrodu Eden, aby uprawiał ziemię, z której został wzięty. (BW)
W powyższym cytacie mamy do czynienia z pierwszą karą, jaką człowiek poniósł za niepodporządkowanie się obowiązującemu prawu.

Prawo, to dziedzina (wynalazek) ludzi żyjących z cudzej niewiedzy, czasem z cudzego nieszczęścia. Jest ono przez tych ludzi zwanych prawnikami tak interpretowane, aby ze społeczeństwa wydusić dla siebie, jak największe korzyści. Aby to było możliwe, stanowione prawo jest formułowane w tak zawiły sposób, aby właśnie nikt inny tylko prawnicy je mogli zrozumieć i zależnie od sytuacji odpowiednio interpretować. W takich przypadkach następuje nawet konkurencja pomiędzy samymi prawnikami, kto w tym prawie jest bieglejszy, kto łatwiej potrafi przekonywać.
Przekonać to nie znaczy mieć rację, wystarczy aby przeciwnik uwierzył, albo był zmuszony do uwierzenia, że właśnie tak jest w rzeczywistości, jak mu to zostało przedstawione. Prawnicy to hermetyczny klan ludzi zajmujących się na co dzień prawem.

Drugą kastą żerującą na społeczeństwie są politycy. Oni zasiadając w parlamencie powinni tworzyć prawo służące dobru społeczeństwa i państwa. Ponieważ wiadomo, że każde państwo jest aparatem ucisku, więc nic dziwnego, że w tworzonym przez nich prawie często występują sprzeczności. Ponadto często zdarza się, że tworzone przez polityków prawo tylko pozornie odpowiada potrzebom społeczeństwa lub państwa. W rzeczywistości tworzą oni często takie prawo, które odpowiada tylko ich doraźnym potrzebom. Wykorzystują przy tym prawników, jako ekspertów, a ci przecież też mają własne interesy i w efekcie powstają takie buble, z których normalny człowiek nic nie jest w stanie zrozumieć.

Ustawy pisane są nie tylko językiem niezrozumiałym, ale wręcz językiem bełkotliwym, dlatego nic dziwnego, że nawet prawnicy tkwiący na co dzień w tym bełkocie, nie dają sobie z nim rady. Jako przykład niech posłuży tu cytat z projektu prawa prasowego: „Dziennikarz nie narusza prawa stosując obserwację uczestniczącą jako swego rodzaju eksperyment poznawczy”. Czy to nie bełkot?
Z problemami związanymi ze zrozumieniem prawa i tak zwanej sprawiedliwości spotykano się już w czasach biblijnych. Poniżej przykład.
“Noe, który był rolnikiem, pierwszy założył winnicę. Gdy potem napił się wina, upił się i leżał odkryty w namiocie swoim. A Cham, ojciec Kanaana, zobaczył nagość ojca swego i opowiedział o tym poza namiotem obu braciom swoim”....(Semowi i Jafetowi). ....”A gdy Noe obudził się po upiciu się winem i dowiedział się, co mu uczynił jego najmłodszy syn, rzekł: niech będzie przeklęty Kanaan, niech będzie najniższym sługą braci swoich!”......

Co za dziwne nieporozumienie. Dlaczego Noe nie przeklął swego syna Chama, bo to przecież on widział nagość swego ojca w stanie upojenia winem, ale przeklął jego syna Kanaana, czyli swojego wnuka, który przecież w tym widowisku udziału nie brał. Na czym więc w tym przypadku ma polegać sprawiedliwość i jaką rolę ma spełniać nałożona kara? Zupełnie jak w przysłowiu, „kowal nabroił, a Cygana powiesili”.

To zrozumiałe, że każdy człowiek na „biblijne prawo i sprawiedliwość” ma prawo mieć swój własny punkt widzenia. Z jednej strony mamy przykazanie „nie zabijaj”, z drugiej natomiast mamy na to biblijne przykłady, kiedy ludzie mocno się upodlili, a wiadomo że ludzie już ze swej natury mają do tego skłonności, i ich wizerunek zbyt mocno zaczął się różnić od pierwotnego wizerunku Boga, wtedy Bóg zesłał potop i zniszczył nie tylko całą ludzkość, ale również wszystko, co tylko na Ziemi żyło. W czasie późniejszym, gdy wśród mieszkańców Sodomy i Gomory nastąpiło łamanie prawa, rozwiązłość seksualna i powszechne zepsucie, wtedy Bóg zesłał na nich ogień i oba miasta zniszczył doszczętnie. Inaczej mówiąc Bóg też zabijał, bo taka była wyższa konieczność. Tak mówi o tym Biblia. Dlatego zacytuję ten werset.
Rdz 9:6
„[Jeśli] kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga”. (BT)

Tymczasem człowiek w swoim zadufaniu, będąc ustawodawcą, jakby chciał powiedzieć, Boże jestem lepszy od ciebie, Ty karzesz śmiercią, a ja tę karę śmierci znoszę. Może to tylko zwykła asekuracja, może ustawodawca przewidując, że jak inni ludzie, jest przecież człowiekiem ułomnym i różne rzeczy mogą się mu w życiu przydarzyć, zabezpiecza się, by sam kiedyś nie został zgładzony. W takim razie narodzie sam tego chciałeś, przecież wybrałeś takich swoich przedstawicieli, jakich chciałeś. Zatem słuszne jest twierdzenie, że masz taką władzę na jaką zasługujesz.

Jeżeli profesor prawa twierdzi, że nie wolno karać śmiercią, bo życie jest najwyższym dobrem człowieka, to chyba nie rozumie co mówi, bo przecież zbrodniarz mordując człowieka, pozbawił go tego najwyższego dobra i za to profesor, jakby w nagrodę chce zbrodniarzowi zapewnić dożywotnie beztroskie utrzymanie w więzieniu na koszt społeczeństwa. (aud. PR I PR 30.01.2001). Tego właśnie społeczeństwa, które w tym samym czasie musi głodować z powodu braku pracy. Miliony bezrobotnych głodują, chyba tylko po to, aby państwo między innymi mogło utrzymać przy życiu zbrodniarza, który zamordował człowieka, a czasem wielokrotnie gwałcił i mordował.
Utrzymuje się przy życiu zbrodniarza, którego miesięczny koszt utrzymania w więzieniu przy zaostrzonym rygorze wynosi nawet do 19 tysięcy zł miesięcznie!, a zwykłego złodziejaszka czy tego, co nie płaci alimentów – 3000zł. Tymczasem emerytowi musi wystarczyć 500 złotych, a niejednemu pracującemu 1000 złotych musi wystarczyć na utrzymanie całej rodziny. To nie jest prawo, to szczyt głupoty wybrańców ludu wyrażony w ustawie.
Stąd ta nasza zagmatwana rzeczywistość. Zbrodniarz mordujący z premedytacją, bywa nawet wypuszczany z więzienia na przepustki. W tym czasie dokonuje dalszych gwałtów i morderstw. Potem odpowiednie służby bawią się w jego poszukiwanie, a cały naród musi pokrywać koszty tej bezmyślności.

Spróbujmy zastanowić się nad takim przykładem. Młody mężczyzna zostaje wcielony do wojska. Służenie ojczyźnie i obrona narodu w razie zagrożenia, do oddania życia włącznie, to jego święty obowiązek, a zarazem zaszczyt. Jest do tego odpowiednio szkolony. Za dobrą służbę w czasie jej trwania może otrzymywać przepustki i urlopy. Na wyżywienie żołnierza ustalana jest określona stawka dzienna.
A teraz inny przykład. Każdy przestępca, który złamał prawo lub będący nawet mordercą, zostaje złapany, osądzony i osadzony w więzieniu. Według tego, co pokazują media, siedzi w celi, ogląda telewizję, może nawet studiować. Też jak żołnierz, za dobre sprawowanie otrzymuje przepustki, podczas których dokonuje dalszych przestępstw. O zgrozo! Odsiaduje karę za przestępstwo i otrzymuje przepustki, tak samo jak żołnierz za dobre sprawowanie. Jak się to wszystko ma do siebie, szczególnie gdy porównamy wojsko z więzieniem i rolę, jaką ma spełniać każda z tych instytucji? Stawkę żywieniową więzień ma czasem nawet wyższą od stawki żołnierza. (Tak przynajmniej podają media). Wszystko to odbywa się pod czujnym okiem obrońców praw człowieka.

Dlaczego więzień nie pracuje, nie zarabia na pokrycie kosztów jego pobytu w więzieniu, nie zarabia na utrzymanie swojej rodziny, dlaczego nie zarabia na zadośćuczynienie dla ludzi przez niego pokrzywdzonych? Obrońcy istniejącego stanu powiedzą, że nie ma dla więźniów pracy, bo jest w kraju bezrobocie. Wśród innych pokutują jeszcze hasła socjalistyczne, że „pracą nie można nikogo karać, bo praca jest zaszczytem”. To już nic innego, jak tylko szczyt głupoty i hipokryzji. Praca może być jednym i drugim, ale nie każda praca, nie dla wszystkich i nie w każdych warunkach. Są również ludzie, dla których praca jest nawet hańbą. Oni wolą żyć na koszt społeczeństwa.
A może to między innymi dlatego jest bezrobocie, bo takie mamy prawo, takie mamy wychowanie, takie mamy sposoby rządzenia. W takim razie w czasie, gdy jest bezrobocie, kiedy miliony porządnych ludzi nie mogą pracować, aby utrzymać swoje rodziny, to w imię czego podatnicy i całe społeczeństwo musi dodatkowo utrzymywać zbrodniarza osadzonego na dożywocie, którego zresztą po 20 latach zwalniają warunkowo i on po wyjściu dalej robi to samo za co był osadzony.

Czy utrzymywanie zbrodniarza jest ważniejsze od stworzenia warunków do pracy i życia dla porządnych i uczciwych obywateli? Miliony ludzi są w stanie ciągłego stresu w obawie o własne mienie i życie. Ale obrońcy praw człowieka tego nie widzą, oni z uporem bronią złodziei, bandytów i zbrodniarzy, aby się im nie daj Boże nie stała krzywda. Bo jak inaczej można interpretować zniesienie kary śmierci, wyposażanie cel więziennych w telewizory, wydawanie więźniom przepustek, utworzenie w więzieniach izb intymnych spotkań i podobnych udogodnień? Stawiane tutaj pytania są w zasadzie chyba zbyteczne. Wszystko wynika z istniejącego prawa, a prawo mamy takie, na jakie zasługujemy.
Nieletni przestępcy

Istniejący system prawny i wymiar sprawiedliwości mają pośredni wpływ na efekty systemu wychowawczego młodzieży. O tym świadczą fakty. Ostatnio coraz częściej w mediach przewija się zagadnienie tworzących się band podrostków znęcających się nad innymi podrostkami. Ponieważ są niepełnoletni nie można ich zamykać, poza tym więzienia są przepełnione, a w przypadku osadzenia w nich małolatów, oni jeszcze bardziej się zdemoralizują. Jest na to sposób, ale należy zmienić ustawodawstwo wzorując się na Piśmie Świętym.
To zrozumiałe, że każdy człowiek na „biblijne prawo i sprawiedliwość” ma prawo mieć swój własny punkt widzenia. Z jednej strony mamy przykazanie „nie zabijaj”, natomiast z drugiej strony mamy przykład, że Bóg też zabijał, bo taka była wyższa konieczność. Tak mówi o tym Biblia. Dlatego jeszcze raz zacytuję ten werset.
Rdz 9:6
„[Jeśli] kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga”. (BT)

Zatem zabójstwo powinno być karane śmiercią, jak również recydywiści z najcięższymi przestępstwami, jako nie nadający się do życia w społeczeństwie, też powinni być tak karani. Dla mniejszych przewinień powinna być stosowana odpowiednio ciężka praca, celem pokrycia kosztów utrzymania w więzieniu i utrzymania rodziny. Tymczasem jest ogólnie źle, bo dotychczasowe prawo twierdzi, że nie wolno karać nawet pracą, uzasadniając tym, że praca jest zaszczytem.
Natomiast jeśli chodzi o młodzież znęcającą się fizycznie, to wystarczy zastosować karę dostosowaną do wielkości przewinienia, więc należy ją karać podobnie. Jeśli żadne wcześniej stosowane metody nie pomagają to należy zastosować odpowiednią liczbę batów na gołą dupę. To będzie sprawiedliwe i zgodne nawet z prawem Bożym.

czwartek, 8 lutego 2018

Człowiek - cyniczny hipokryta



Mamy styczeń 2018 roku. Wielki szum nie tylko w Polsce, ale też w całej Europie na temat hodowli zwierząt futerkowych. Wszystko to odbywa się pod wpływem ludzi skupionych w organizacjach obrońców zwierząt. Proponuje się wprowadzenie europejskiej ustawy zabraniającej hodowli i chowu zwierząt futerkowych z przeznaczeniem ich skór do produkcji futer.
W rzeczywistości wszystkie te działania nie są powodowane ochroną zwierząt, a przyświeca im zupełnie co innego. Jest to skutek działania polityki i światowego biznesu, a ci działacze są tylko tego biznesu marionetkami. Polska obecnie w światowej hodowli zwierząt futerkowych, po Danii zajmuje drugie miejsce. Odbiorcami skór z tych zwierząt jest Zachód i Azja.

Proponowany zakaz hodowli można uzasadnić również tym, że futra są ubiorem bogaczy i państwowych złodziei wzbogaconych na wyzysku mas pracujących, więc taka hodowla jest zbyteczna, nie ma społecznego uzasadnienia. Ale takie uzasadnienie jest obecnie nie do zaakceptowania z politycznego punktu widzenia.
W Polsce przygotowują się już do debaty sejmowej na temat zakazu hodowli. W mediach widoczne jest pogrywanie na uczuciach w rodzaju „zwierzęta błagają o litość”, a to nabiera już zupełnie innego znaczenia. A jakiego, łatwo się domyślić. Skoro musimy podporządkować się unijnym dyrektywom, to przynajmniej wykorzystajmy to z pożytkiem dla własnych interesów na przyszłość.

Przez setki lat ludzie ubierali się w kożuchy i futra i nikomu nawet nie przychodziło na myśl zakazywanie stosowania takiego ubioru. Co się stało, że tak nagle znaleźli się ludzie, którym wydaje się, że przez taki zakaz, oni staną się rzeczywistymi obrońcami zwierząt? Dlaczego nie występują z propozycją zaprzestania hodowli owiec? Przecież z ich skór też szyte są kożuchy. W podobnej sytuacji są świnie, z tą tylko różnicą, że one są hodowane z przeznaczeniem na mięso. Dlaczego obrońcy ich nie bronią, jak również nie bronią wielu innych zwierząt? A kury to co? Nie są one takie same stworzenia boskie?

Chronić należy zwierzęta przede wszystkim przed cierpieniem, a tych, co ten ból im zadają, należy surowo karać. A ileż to cierpień ludzie często zadają swoim zwierzętom domowym? Czemu ci obrońcy tym problemem tak mało się zajmują?
Największym zagrożeniem dla zwierząt żyjących w stanie dzikim jest kłusownictwo. Zwierzę złowione za pomocą wnyka obojętne jakiego typu i rodzaju, przysparza zwierzęciu ogromnych cierpień z powodu bólu, a jeżeli we wnyku pozostaje ono przez dłuższy czas, to w końcu ginie z głodu. Kłusownictwo powinno być ustawowo zabronione, a kłusownicy powinni ponosić wysokie kary. Jeżeli obrońcy zwierząt rzeczywiście chcą bronić zwierzęta, to niech pilnują, aby w czasie ich hodowli nie działa się im krzywda. Poza tym do ich dyspozycji są tysiące bezdomnych kotów i psów, tych najbliższych przyjaciół człowieka. Przecież to jest światowy problem. Kto i w jaki sposób ten światowy problem rozwiąże?