piątek, 11 stycznia 2008

Jeden z naszych narodowych dziwolągów

Jest to problem przybierający kształty ośmiornicy, obejmujący swoimi mackami cały nasz naród uniemożliwiając mu normalny rozwój. Żeby od razu było jasne o co chodzi, więc zacznijmy od początku.

Zacznijmy od takich pojęć, jak miłość i popęd płciowy. Przecież czas najwyższy, abyśmy zaczęli nazywać rzeczy po imieniu. Ale cóż, wprawdzie już coraz mniej mówi się o bocianach przynoszących dzieci, ale na przykład słowo "kochać" nadal ma dwa znaczenia. Raz, jako uczucie, a drugi raz, jako czynność!
Jak dotychczas nasi naukowcy od języka nie zdołali z tym problemem się uporać i nie stworzyli odpowiednich odrębnych określeń na potrzeby dnia codziennego.

Słowo "kochać", jako czynność w dalszym ciągu pozostaje słowem "tabu" tak w rodzinie, jak również w szkole. Wypowiadane w znaczeniu jako czynność, jest jednoznaczne z obcojęzycznym słowem seks.
Jak wiemy, w wyniku uprawiania seksu, może nastąpić ciąża, która przy nieodpowiednim uświadomieniu partnerów, często bywa ciążą niepożądaną. Wtedy wyłania się nowy problem, którym jest ewentualna aborcja.
Należy stanowczo stwierdzić, że uświadomienia seksualnego jest za mało nie tylko wśród młodzieży, ale również wśród dorosłych obojga płci, mimo że w tym uświadamianiu biorą udział trzy zainteresowane instytucje, tj. kościół, państwo i społeczeństwo.

Ponieważ społeczeństwo nasze, jak się ogólnie mówi, jest w ponad 95 procentach katolickie, więc kościół w tym uświadamianiu może mieć istotną przewagę, ale kościół w swym nauczaniu przede wszystkim ogranicza się tylko do przypominania piątego przykazania boskiego "nie zabijaj" i w zasadzie nic go więcej nie interesuje.
Podobnie, ale bardziej uniwersalnie wypowiedział się Papież Jan Paweł II. "Nikt nie ma prawa unicestwiać istnienia". Jest to wypowiedź tak głęboka i poważna, że w kilku słowach i w tym miejscu nie można się do niej ustosunkować.
Poza tym kościół jest zainteresowany w jak największym przyroście naturalnym, bo wtedy i zgonów będzie dostatecznie dużo, a to z kolei przynosi kościołowi odpowiednie dochody, tak z okazji narodzin, jak później z okazji zgonu.
Natomiast państwo też jest zainteresowane przyrostem naturalnym, szczególnie wtedy, gdy efekt tego przyrostu stanie się już pracującą częścią społeczeństwa, bo ta część tworzy dochód narodowy, na którym państwu szczególnie zależy.
Ale z drugiej strony, nadmiernie rozbudowany aparat państwowy i jego sfera polityczna nie jest zainteresowana w inwestowaniu w ten przyrost naturalny w okresie od narodzenia do osiągnięcia
pełnoletności, bo to zbyt długi okres czekania na efekty, a kadencja naszych parlamentarzystów, jak wiadomo trwa tylko cztery lata.
Ponadto nasi politycy tak mocno są zajęci własnymi sprawami, że nie mają czasu na zajęcie się likwidowaniem nadmiernego bezrobocia. Nawet nie chcą lub nie potrafią istniejącej siły roboczej w odpowiedni sposób zagospodarować. W efekcie ta siła robocza nie znajdując w kraju zatrudnienia, w poszukiwaniu chleba uciekła za granicę.
Próba pomocy państwa dla rodzin, w postaci tak zwanego "becikowego", będąca zachętą do zwiększenia przyrostu naturalnego,  ze względu na jego wysokość, jest zwyczajną kpiną z problemu.
Skoro punkty widzenia kościoła i państwa na temat przyrostu naturalnego mamy już za sobą, więc możemy teraz zająć się samym społeczeństwem, jako ostatnim członem ogniwa, od którego przyrost naturalny zależy, a poziom uświadomienia seksualnego ma podstawowy i niezaprzeczalny wpływ.

Uświadomienie seksualne jest w naszym narodzie pod każdym względem na bardzo niskim poziomie. W najgorszej sytuacji jest pod tym względem młodzież, która na rodziców nie może liczyć, bo rodzice w większości sami tej świadomości nie mają, a stosunek kościoła i państwa do tego problemu już był przedstawiony. Szkoła do tego zagadnienia podchodzi tak, jakby to nie był jej problem. Do dyspozycji młodzieży pozostaje jedynie uświadomienie tzw. „podwórkowe”.

Co zatem z tego zaczarowanego kręgu wynika? Wynika jeden podstawowy problem, którego państwo nie potrafi lub z wiadomych względów nie chce rozwiązać. Jest nim szara strefa aborcji, bo sama aborcja, jako taka jest z małymi wyjątkami - prawnie zakazana. Ostatnio wprawdzie bez skutku, niektórzy parlamentarzyści dążyli do umieszczenia odpowiedniego pod tym względem paragrafu w Konstytucji RP.

Jednak społeczeństwo na te problemy ma swój punkt widzenia. Rodzice nie chcą powiększać swoich rodzin. Rodziny są na to zbyt ubogie, by mogły utrzymać większą liczbę dzieci. Na pomoc państwa, jak dotychczas też liczyć nie mogą.
Jaki jest zatem stan obecny, czy ktoś tym problemem przynajmniej się interesuje, czy może rozwiązuje się on samoistnie bez niczyjego udziału i pomocy?

Jakość i kondycja społeczeństwa pod względem fizycznym, umysłowym i zdrowotnym powinna być dla państwa i narodu zagadnieniem priorytetowym.
Tymczasem nie prowadzi się badań prenatalnych, a efektem tego jest rodzenie dzieci ułomnych z wrodzonymi wadami genetycznymi. Pozwala się wydawać potomstwo rodzicom, co do których już z
góry jest pewność, że ich potomstwo odziedziczy po nich nieuleczalne wady genetyczne. To samo dotyczy również osobników z niedorozwojem umysłowym. Czy ktoś u nas zastanawia się nad tym do czego to w przyszłości może doprowadzić?

Ostatnio rozpętała się dyskusja wokół zasądzonego przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości odszkodowania matce, której wcześniej odmówiono przeprowadzenia badań prenatalnych i w wyniku tej odmowy musiała urodzić już drugie dziecko ułomne.
Kościoła widocznie te zagadnienia nie dotyczą, bo kościół wie swoje. Kościół ustami swoich najwyższych dostojników uważa, że "Nikt nie ma prawa unicestwiać istnienia", a "Chorzy są bogactwem kościoła". To dobitnie świadczy o stosunku kościoła do problemów, z którymi od lat boryka się nasze społeczeństwo.
Mimo tego, że wszystkim powyższe zagadnienia są lub powinny być od dawna powszechnie znane, to w dalszym ciągu są tacy, co zabiegają w sejmie o konstytucyjny zapis o ochronie życia od poczęcia, a tym samym o absolutny zakaz aborcji. A jaka jest praktyka w tym zakresie?

Powszechny brak uświadomienia seksualnego skutkuje - o czym media bardzo często donoszą - całkowitym, gorzej niż zdziczeniem. Fakty są takie, że w kubłach na śmieci są znajdywane nie tylko zwłoki noworodków, ale nawet czasem - o zgrozo - jeszcze żywe noworodki, które dzięki natychmiastowej pomocy udaje się niekiedy uratować. Dzieje się tak w czasie, gdy przy szpitalach znajdują się "żłobki" do których matka nowo narodzonego dziecka, może je złożyć (porzucić) bez ponoszenia żadnych z tego tytułu konsekwencji.

Poza tym, mimo zakazu, w kraju występuje duża liczba często nawet pokątnych aborcji, a jednocześnie rodzinom zainteresowanym adopcją dzieci, stawiane są bardzo duże trudności. Rodziny te całymi latami bezskutecznie oczekują na zezwolenie adopcji, bo przepisy prawne są zbyt skomplikowane, po prostu nie są im przyjazne.

Na dodatek jeszcze jeden przykład będący już chyba szczytem hipokryzji. Przeciwnicy zapłodnienia in vitro - obumieranie pozostałych embrionów - nazywają uśmiercaniem dzieci i utożsamiają to z aborcją. Przerażenie ogarnia, gdy się sobie uświadomi, że prócz hierarchów kościelnych tak samo niską świadomość w tym zakresie mają również niektórzy nasi wykształceni parlamentarzyści, będący rzekomo ludźmi z „najwyższej półki”.
Jak by na to nie patrzeć, to od razu widać, że w rozgrywkach politycznych wszystkie chwyty są dozwolone.

Cóż jeszcze do tego można dodać? Jedynie tylko to, że zaczęło się od tak pięknego słowa "kochać", a kończy się w dalszym ciągu nie rozwiązanym problemem, czyli jeszcze jednym, ale tym razem jednym z większych dziwolągów panoszących się – jak często powtarza pani Jaworowicz –„ w tak pięknym naszym kraju”.

Czesław Suchcicki

Brak komentarzy: