czwartek, 21 lutego 2008

Dla kogo ten parasol?

Uchwala się ustawę o ochronie dóbr osobistych. Ma to być wielkie osiągnięcie gwarantujące obywatelowi nienaruszalność tego, co jest jego osobistą własnością.
A tak naprawdę, to co szary obywatel posiada takiego cennego, co trzeba by było chronić aż specjalną ustawą?

Otóż sprawa ma się zupełnie inaczej. Powstała kasta ludzi, którzy w sposób być może (nielegalny, złodziejski, czy może w wyniku różnych malwersacji gospodarczych) zdobyli duże majątki. Aby zagwarantować sobie pewność, że nikt nie będzie mógł wtrącać się w ich sprawy i ewentualnie zapytać skąd to wszystko mają, uchwalili dla siebie wspomnianą ustawę, która zapewniła im możliwość w dalszym ciągu w oczach społeczeństwa przedstawiania siebie, jako ludzi o nieposzlakowanej opinii.

Otumanione społeczeństwo nawet nie pomyślało skąd naraz powstało tak wielu właścicieli majątków ziemskich o powierzchniach ponad tysiąc hektarów? Skąd wzięli się właściciele dużych zakładów przemysłowych, a właściwie skąd ci właściciele wzięli pieniądze na zakupienie tych zakładów? Za jakie pieniądze ludzie zdobywają majątki i budują względnie wchodzą w posiadanie już istniejących pałaców dawnych właścicieli wywłaszczonych w czasie PRL – u? Przecież wszyscy ze starszego pokolenia doskonale wiedzą, że w czasach PRL - u właścicielem wszelkich dóbr było państwo, a obywatele mieli tylko wspólną biedę dzieloną wszystkim po równo. “Czy się stoi czy się leży - 2000 się należy”. Nikt nie miał prawa się bogacić, nie było do tego warunków.

Potem nastały czasy, “im gorzej tym lepiej”, a realizacji tego hasła sprzyjała fala strajków. Gospodarka stanęła nad przepaścią. Gdy powstała wolność i niezawisłość, doprowadzono gospodarkę do ostatecznej ruiny przez gwałtowne podniesienie oprocentowania kredytów. A wiadomo, że w tamtych czasach żadne przedsiębiorstwo (za małymi wyjątkami) nie dysponowało własnym kapitałem, wszystkie zyski były odprowadzane do budżetu. Zlikwidowano w podobny sposób PGR - y. Nastąpił krach gospodarczy, a bezrobocie, którego poprzednio nie było, wzrosło gwałtownie do 14 procent.

Wtedy powstało nowe hasło, “przedsiębiorstwo jest warte tyle, ile kupujący chce za nie zapłacić”. I tu zaczęły się możliwości wszelkiego rodzaju malwersacji. Doprowadzić zakład do ruiny, czasem tylko pozornej, i następnie za bezcen kupić.
Przykładem niech będzie czołowa pozycja inwestycyjna PRL - u, jaką była budowa Portu Północnego, budowanego wysiłkiem i wyrzeczeniami całego narodu przez wiele lat. Nagle okazało się, że to przedsiębiorstwo nie daje żadnych zysków, a wręcz odwrotnie, przynosi same kolosalne straty.

Mimo to znalazł się śmiałek, który „poświęcił się dla dobra kraju” i oczywiście na kredyt kupił tę ruinę. Najdziwniejsze w tym było to, że nowy właściciel potrafił w ciągu jednego roku osiągnąć zyski wystarczające do spłacenia zaciągniętego kredytu. Jak i czym da się wytłumaczyć ten paradoks? Ogromne przedsiębiorstwo generujące tylko straty, a po zmianie właściciela, w ciągu jednego roku przynosi zysk tej wielkości, co poprzednio przed zakupem wynosiła całkowita wartość tego przedsiębiorstwa.

Tak i w podobny sposób rodziły się fortuny w wolnej i niezawisłej Polsce. Widać, że było o co walczyć, tym bardziej, że robiło się to kosztem tak zwanej klasy panującej. Dla przypomnienia, kosztem tych, co początkowo głosili hasło “czy się stoi czy się leży - 2 tysiące się należy”, a potem powszechnie poparli hasło “im gorzej tym lepiej”.
W konsekwencji ta, (wg określenia Władysława Gomółki) klasa panująca, a teraz już należy powiedzieć, była klasa panująca, przeszła w dużej swej masie na zasiłek bezrobotnych i tzw. “kuroniówkę”, którą chyba w drodze podziękowania za oddane usługi, zaoferowała tak zwanej byłej klasie panującej - nowa klasa panująca.

Brak komentarzy: