środa, 5 marca 2008

Kiedy „barbarzyństwo” jest „barbarzyństwem”?

W poczytnym miesięczniku „Pszczelarstwo” w nr 6 z 2007 roku na str. 10 zamieszczony jest artykuł pt. Bartnictwo wraca do łask”. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że swego czasu obrońcy przyrody (ekolodzy) podnosili w mediach wielki wrzask z powodu umieszczania na drzewach różnych ogłoszeń, mocowanych przy pomocy gwoździ. Wbijanie gwoździ w żywą tkankę drzewa nazywano wtedy barbarzyństwem.
Natomiast teraz w wymienionym artykule czytamy, że w Polsce dzianie barci w pniach różnych gatunków żywych drzew prowadzi się w puszczach i parkach narodowych. Polega to na wyciosaniu "schodków w drzewie", potem przy użyciu piły mechanicznej, dłut i skrobaków wycina się w pniu "klin wysokości około metra i szerokości kilkunastu centymetrów".
Dlatego nasuwa pytanie, czy to nie jest większe barbarzyństwo niż wbicie gwoździa w pień drzewa?
Po głębszym zastanowieniu się można odnieść wrażenie, że w sposobie myślenia i widzenia świata wśród naszego współczesnego społeczeństwa dzieje się coś niedobrego.

Tym bardziej staje się to dziwne, że "pomysł na reaktywowanie bartnictwa związany jest z działaniami międzynarodowej ekologicznej organizacji oraz przyrodników Towarzystwa Ornitologicznego". Mają w tym również swój udział opiekunowie naukowi, a są nimi profesorowie, których nazwisk ze zrozumiałych względów w tym miejscu nie wymienię.
Nasi naukowcy, specjaliści od pszczelarstwa, jeżeli rzeczywiście nie mają nic pożyteczniejszego do roboty i tak chętnie chcą wracać do tamtych lat rzemiosła bartniczego, to niech może również powrócą do "kurnej chaty" lub byłoby jeszcze lepiej, gdyby wrócili do czasów Świętej Inkwizycji i dali się spalić na stosie.

Wskrzeszanie bartnictwa choćby tylko w skali eksperymentalnej jest budowaniem pszczelarskiego dziwoląga, zresztą jednego z wielu innych, jakie ostatnio lęgną się w umysłach niektórych ludzi nie tylko w naszym kraju. Odtwarzanie bartnictwa nie jest żadnym eksperymentem i nie przesadzajmy, nic z takiego działania nie wyniknie i nie będzie ono miało dla pszczelarstwa żadnego znaczenia. Poza tym trudno zrozumieć dlaczego w artykule zachwala się miód bartny, jako doskonały? A już szczególne zdziwienie budzi fakt, że reaktywowanie bartnictwa związane jest z działaniami międzynarodowej organizacji ekologicznej i co to może mieć wspólnego z ekologią?

Napisałem tych kilka ostrych zdań dlatego, że jestem chyba uczulony na hipokryzję. Mam za sobą już bardzo dużo przeżytych lat i doskonale pamiętam, jak ekologiczni obrońcy unikalnych kwiatków kładli się na drodze uniemożliwiając dowóz materiałów niezbędnych do budowy zapory wodnej. Dla nich ważniejsze były wtedy kwiatki rosnące w dolinie przewidzianej w przyszłości do zalania wodą po wybudowaniu zapory, niż tysiące gospodarstw i domostw niszczonych w czasie powodzi.

Podobnym przykładem jest zaniechanie budowy elektrowni atomowej w Żarnowcu mimo poniesionych olbrzymich kosztów w czasie rozpoczętej już budowy. Przeciwnicy budowy tej elektrowni twierdzili, że chcą obronić kraj i naród przed ewentualną katastrofą ekologiczną, a przecież wszystkim w tym czasie było znane istnienie elektrowni atomowych wokół poza naszymi granicami. Dlaczego własna elektrownia atomowa ma być większym zagrożeniem niż elektrownia litewska czy czeska? Czy była to rzeczywista troska, czy może jakiś inny ukryty interes?

Jak wiemy, ostatnio zostało zawarte porozumienie na sprowadzanie do Polski energii elektrycznej wytwarzanej w litewskiej elektrowni atomowej. Należałoby się zastanowić, czy działania naszych ekologów są prawdziwymi działaniami w interesie naszego państwa i narodu, czy może tylko służą zaspokajaniu wybujałych ambicji niektórych przedstawicieli narodu. Poczekajmy jeszcze kilka lat, a na własnej skórze odczujemy skutki naszej głupoty, gdy będziemy musieli płacić kary za nadmierną emisję szkodliwych gazów do atmosfery.

Jako uzupełnienie dodam jeszcze ostatnio trwający od dłuższego czasu spór dotyczący budowy obwodnicy w dolinie Rospudy. Pozostaje zatem pytanie, do czego to wszystko może nas doprowadzić?
A jeżeli chcielibyśmy znaleźć krótką odpowiedź na zawarte w tytule pytanie, to jest tylko jedna i zawiera się w coraz powszechniejszym w użyciu twierdzeniu, że „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”.

1 komentarz:

5tan pisze...

Coraz częściej słyszy się termin "ekoterroryzm". Chyba coś w tym jest.
Warto w tym miejscu odwiedzić ten link
http://demotywatory.pl/163697/Irena-Sendlerowa